'I tak cię kocham', czyli co byś zrobił dla miłości?

I tak cię kocham ( The Big Sick) w reżyserii Michaela Showaltera polecałam już w #MustPopacz Stycznia. Film opowiada o uczuciu, jakie połączyło pochodzącego z Pakistanu Kumaila oraz Amerykankę Emily oraz o komplikacjach, które nie pozwoliły mu się w pełni rozwinąć. Produkcja to utrzymana w lekkim tonie słodko-gorzka komedia. Muszę przyznać, że naprawdę przyjemnie mi się ją oglądało. 

Ta para będzie wystawiona na nie lada trudności. Skrzykną się przeciw nim wielowiekowa tradycja i niespodziewana choroba.

Kumail jest domorosłym komikiem stand-uperem. Na życie zarabia zaś jako kierowca Ubera. Często wpada też na rodzinne obiady do mamy, która nieustannie próbuje zaaranżować dla niego odpowiednie małżeństwo z porządną, uczciwą Pakistanką. A ostatnie, co Kumail chciałby zrobić, to narazić się rodzinie. Pewnego razu, po swoim występie, bohater poznaje Emily, błyskotliwą i uroczą studentkę psychologii, która marzy o tym, by zostać terapeutką. Pomiędzy dwójką młodych ludzi rodzi się uczucie. Sielanka trwa do momentu, w którym Emily dowiaduje się o próbach zaaranżowania małżeństwa dla swojego chłopaka. Kumail, nie będąc w stanie sprzeciwić się wielowiekowej tradycji a przede wszystkim swojej rodzicielce, pozwala Emily odejść. Niebawem dowiaduje się, że dziewczyna ciężko zachorowała i znajduje się w szpitalu. 


Ten film jest dokładnie tym, czego się po nim spodziewałam. To ciepła, pełna uroku produkcja o  miłości i życiu współczesnych 30-latków. Akcja I tak cię kocham toczy się powoli, bez pośpiechu. Możemy go sączyć jak dobre wino i napawać nim wszystkie zmysły. Film ma skrzące się inteligentnym humorem dialogi. Nie są one zbyt odkrywcze ale prześmiewczo błyskotliwe. Niestety, większość najlepszych gagów została umieszczona w zwiastunie, co nieco osłabia humorystyczną wymowę reszty produkcji. Mimo to, miło się na ten film patrzy. Zwyczajnie miło, bez wielkich rewelacji, ale i z cieszącą się buźką. Dla mnie, to doskonały feel good movie i jestem pewna, że będę do niego jeszcze wracać chcąc poprawić sobie nastrój. 

Rodzice Kumaila, mimo swojej obyczajowej konserwatywności, są bardzo ciepłymi ludźmi. Stawiają twarde warunki ale troszczą się o syna i nie wyobrażają sobie jego utraty.

Najlepiej w I tak cię kocham wypada, grający główną rolę, Kumail Nanjiani (dobrze znany widzom Doliny Krzemowej). Aktor był współtwórcą scenariusza, wraz ze swoją żoną Emily V. Gordon, a film w znacznej mierze oparto na ich autentycznych przeżyciach. Filmowy Kumail  jest po prostu słodki (wybaczcie ten brak recenzenckiego profesjonalizmu ale to jest pierwsze i najbardziej adekwatne słowo, jakie mi przychodzi na myśl ;) ). To dzięki tej postaci i osobistemu dla aktora wydźwiękowi produkcji, ten film tak promieniuje ciepłem.

Wiecie, jest taki rodzaj ludzi, którzy wchodzą do pomieszczenia i od razu atmosfera się polepsza. Tak sobie wyobrażam nagrywanie tej produkcji. Kumail wchodzi na plan i nagle wszyscy są mili i radośni. Ma to też mały minus, bowiem Nanjiani absolutnie nie radzi sobie w momentach dramatycznych, tutaj pierwsze skrzypce gra partnerująca mu Zoe Kazan w roli Emily. Jednak, o ile przy kłótniach miłe, spokojne, wiecznie uśmiechnięte i lekko zaskoczone oblicze Nanjianiego wypada nie na miejscu, to już wzruszyć potrafi do łez. Emily, w wykonaniu Kazan, tworzy ciekawy kontrast do postaci Kumaila. To kobieta pełna emocji i nie bojąca się tych emocji okazywać. Bardzo dobrze wypadają też Holy Hunter i Ray Romano w roli oryginalnych rodziców dziewczyny. Przez sporą część filmu obserwujemy ich powoli zacieśniającą się relację z Kumailem. Ważny wątek stanowi też konserwatywna rodzina bohatera. Kumail balansuje pomiędzy dwoma światami, tradycyjnym rodzinnym oraz nowoczesnym amerykańskim i usiłuje znaleźć w tym wszystkim swoje miejsce.

Sceny z udziałem rodziców Emily są jednymi z najzabawniejszych a jednocześnie najbardziej chwytających za serce.

Mimo, iż I tak Cie kocham porusza historię uczucia, które musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami, nie jest typowym wyciskaczem łez, ani tym bardziej typową komedią romantyczną.  Jest filmem pełnym nadziei. Widz wie, że bohaterowie sprostają wyzwaniom, że nie stanie im się nic złego. Bo to nie mogłoby się tak skończyć, prawda? Otóż prawda, i gdy w wypadku innych produkcji ta pełna nadziei pewność mogłaby się stać wadą, tutaj dokłada tylko kolejną cegiełkę do pozytywnych emocji płynących z seansu. 






Etykiety: ,