Czy koniec świat może być zabawny? Odpowiedź w nowym Thor. Ragnarok.

W kinach swoją premierę ma dziś trzecia część opowieści o nordyckim Bogu Piorunów. Przyznam szczerze, że po obejrzeniu zwiastunów byłam bardzo sceptycznie nastawiona do koncepcji tego widowiska. Wiele osób nie ukrywało swojego zachwytu, ja jednak marzyłam o poważniejszym w tonie i mrocznym Ragnaroku. Twórcy trzeciej części Thora postanowili nam jednak zafundować koniec świata na wesoło. Jak im to wyszło? 

Brace yourselves, nadchodzi koniec świata. Ale spokojnie recenzja bez spoilerów ;)

Chciałabym powiedzieć, że całkiem dobrze ale jeśli myślimy o samym Ragnaroku to … nie najlepiej. Ale po kolei. Bo, wbrew pozorom, Ragnarok wcale nie jest o Ragnaroku. Wprawdzie przepowiadany w mitologii koniec świata nadchodzi, nie stanowi jednak głównej osi fabularnej tego filmu. W produkcji pojawiają się trzy dominujące wątki. Najważniejszym z nich jest powrót do Asgardu Bogini Śmierci, Heli. Po wiekach spędzonych w zamknięciu, jej wściekłość i żądza władzy nie znają granic. Hela obejmuje tron i planuje, poprzez podboje i terror, uczynić z niego kosmiczne mocarstwo. Na drodze stają jej Thor i… Loki. Najpierw jednak musza opuścić planetę Sakaar, na którą zostali przypadkowo zesłani podczas walki z Boginią Śmierci. To tam spotykają m.in. Hulka. Sakaar rządzona jest przez dyktatora, który lubuje się w urządzaniu walk na arenie. Ten wątek, chociaż mało istotny dla głównej osi fabuły, zajmuje w produkcji stanowczo zbyt dużo ekranowego czasu. Sprawia to, że sama narracja w pewnym momencie traci tempo i staje się nieco rozlazła. 

Zupełnie zmarginalizowany jest sam Ragnarok, który ostatecznie pełni rolę klamry otwierającej i zamykającej film. Na samym początku seansu, zastajemy Thora na próbie zapobieżenia przepowiedzianemu końcowi świata. I wydaje się, że mu się to udaje. Dalej, wątek zostaje zepchnięty na dalszy plan przez inne wydarzenia, chociaż czasami przewija się w ich tle, po to, by na koniec, za sprawą demona Surtura, pojawić się ponownie w pełnej krasie ale i nieoczekiwanym wydźwięku. 

Hela jest bardzo ciekawie napisanym czarnym charakterem z imponującą historią. Miejscami wypada jednak dość karykaturalnie ale jest to zabieg celowy (i w sumie szkoda).
Thor. Ragnarok to gratka przede wszystkim dla fanów Uniwersum Marvela i wszystkich jego superbohaterskich produkcji. Jest zabawnie i widowiskowo. Tym razem to Asgard jest w niebezpieczeństwie, co dało twórcom od efektów specjalnych szerokie pole do popisu. I zostało to skwapliwie wykorzystane. Świat Thora 3 jest pełen kolorów a poszczególne ujęcia zapierają dech w piersiach. Naprawdę, o ile tylko będziecie mieli możliwość, to polecam obejrzeć ten film w IMAX lub 3D. Niesamowite wrażenie robi zwłaszcza, okraszona świetną muzyką, scena bitwy Thora z wojami Heli na tęczowym moście. Na chwilę co prawda, ale pojawia się też Doctor Strange, którego magiczne sztuczki działają wprost hipnotyzująco (co za piękny montaż!). 

Produkcja to, najprościej mówiąc, family drama na kosmiczną skalę (co mnie jako fankę Supernatural nawet ucieszyło). Przede wszystkim, po raz kolejny próbie zostaje poddana więź Thora i Lokiego. I, o dziwo, kiedy wsiądzie się Tricksterowi na ambicję, potrafi on naprawdę zaskoczyć. Sam Bóg Piorunów odkrywa zaś źródło swojej prawdziwej mocy. W filmie wyjaśnione zostają też losy Bruce’a Bannera po walce o Sokowię. Myślałam, że jego wątek zostanie tu wepchnięty na siłę ale wbrew pozorom całkiem zgrabnie wpasowuje się w fabułę. Pojawia się też nowa postać wojowniczej Walkirii, której prawie cały ród zginął w walce z Boginią Śmierci. Teraz, była wojowniczka rozbija się po Sakaar, topiąc wspomnienia w alkoholu. Bardzo dobrze zarysowana jest też historia pochodzenia Heli, która jednocześnie stanowi podbudowę pod to, dlaczego Asgard musiał spotkać Ragnarok.

Thor.Ragnarok to idealny film do niefrasobliwego fanienia. Mamy wielki i iście zwodniczy powrót Toma Hiddlestona w roli Lokiego (I wtedy wjeżdżam ja…. Cały na czarno <3 ). Cate Blanchet zachwyca jako Hela (choć Cate mnie zachwyca zawsze). Powraca też Idris Elba jako bohaterski Heimdal. Na chwilę wpada Benedict Cumberbatch w roli Strange’a, a Thora w scenie z przedstawieniem teatralnym gra Luke Hemsworth, starszy brat Chrisa. Tradycyjne cameo zalicza również Stan Lee. 

Mimo różnic, Thor i Loki nadal dzielą braterską wieź, co stanowi ważny wątek filmu. Stylówa Lokiego w tej scenie wymiata xD
Produkcja niesie naprawdę porządną dawkę rozrywki. Ma jednak swoje wady. Najważniejszą jest to, czego obawiałam sie najbardziej, czyli przeheheszkowanie. Nie ma praktycznie sceny, w której twórcy nie próbowaliby zmusić widza do śmiechu. W niektórych momentach ten żart wypada niezwykle dobrze, w innych staje się już lekko męczący. Każda scena, która uderza w poważniejsze tony zostaje zaraz zbombardowana nachalną dawką humoru niezbyt wysokich lotów. Największy problem miałam z tym w ostatnich momentach filmu. Dostajemy wtedy niby coś na kształt happy endu i ma być zabawnie ale jednocześnie widać, że nikomu nie jest za bardzo do śmiechu. 

Minusem są też wszystkie filmowy klisze i chwilami mocno sztampowe dialogi. Wnioskuję, iż miało to zapewnić jeszcze większą dawkę humoru, ale co za dużo to niezdrowo. A kiedy widzom serwuje się scenę rodem z Dworca King's Cross z ostatniej części Pottera, tylko z o wiele gorzej napisanym dialogiem, ma się ochotę robić faceplamy

Podsumowując, Thor.Ragnarok jest filmem, który ogłada się bardzo dobrze praktycznie jednym tchem. Akcja gna do przodu, zwalnia jednak na tyle, by przyjrzeć się lepiej nowym bohaterom. Film nie zawodzi, choć ciągłe hehszkowanie może być miejscami irytujące. 



P.S. Są 2 sceny po napisach. Pierwsza zaraz po głównych, jest jakby wstępem do Avengers: Infinity War. Druga, na samym końcu, nie za wiele wnosi a napisy są bardzo długie więc hmm… chyba nie ma na co czekać. Po pierwszej możecie śmiało się zbierać.

Etykiety: , , , , ,