Zima nadeszła w środku lata, czyli sezon 6 ‘Gry o tron’ dobiegł końca

Stało się. Ojoj, jak dużo rzeczy się w tym sezonie stało! Paczara pisze tą notkę cała podekscytowana po finale. Spróbuję jednak przyjrzeć się chłodnym okiem całemu sezonowi. Podzielę się również z Wami moją małą teorią spiskową, czyli paczarową opinią jak to się wszystko powinno zakończyć.Sezon 6 obfitował w wydarzenia, na które wszyscy czekaliśmy. Przede wszystkim, przyniósł jednak zdumiewający zwrot na szachownicy. Domy dzierżące władzę chyliły się ku upadkowi, domy praktycznie martwe wracały do życia. Skutkiem czego, w ostatnim odcinku, zostają tak naprawdę dwie główne siły mogące rościć sobie prawa do Żelaznego Tronu. Ale o szczegółach za chwilę. Co miał nam do zaoferowania ten sezon?

Paczara ostrzega: Czytanie dalej oznacza, że staniecie oko w oko ze straszliwymi spoilerami!


Epickie bitwy

Mowa tu, oczywiście, przede wszystkim o obronie Meereen i bitwie pod Winterfell. Paczara nie ukrywa, iż ten sezon bardzo przypadł jej do gustu ze względu na to, iż domy i postacie, którym kibicowała, zaczęły wygrywać i gromadzić siły. A ci źli i niegodziwi dostali to, na co sobie zasłużyli. Paczara była, jest i zawsze będzie #teamTargaryen. Tym bardziej, ten sezon cieszył moje serce. Epickość Daenerys jest niezaprzeczalna. Dziewczyna dostaje najlepsze sceny, po których widzowie zawsze padają na klęczki w poszukiwaniu swych opadających szczęk. Taką sceną była obrona Meereen, gdzie wreszcie mogliśmy zobaczyć w akcji dorosłe i śmiertelnie groźne smoki.  „Ogniem i krwią” Daenerys przywróciła pokój w mieście, i ostatecznie pokonała Panów z Astapor i Yunkai. Wszystko z właściwą sobie nonszalancją, wdziękiem i odrobiną szaleństwa.

Ja i mój smok lecimy wam wp..  wyperswadować niewolnictwo.
Neverending story la la la la la la... 

Obrona Meereen najbardziej ucieszyła Paczarę, nie sposób jednak odmówić wielkości innej bitwie. Sansa Stark i Jon Snow odbili swoją rodzinną siedzibę z rąk znienawidzonego przez wszystkich Ramsaya Boltona. Bitwa była długa, wyczerpująca i, jak zwykle w takich momentach, o zwycięstwie zdecydował swoisty deus ex machina w postaci armii Doliny prowadzonej przez Littlefingera. Armii, której chyba każdy widz się spodziewał. Ostatecznie, mimo swojej przewidywalności, bitwa została bardzo umiejętnie wyreżyserowana i zaserwowana odbiorcom. Starkowie wrócili do Winterfell.  I, co ważniejsze, Bolton dostał to, na co sobie zasłużył. A Paczara była dumna z Sansy, która przez tak wiele sezonów była tą najmniej przez wszystkich lubianą Starkówną. Teraz – jest jednym z najważniejszych graczy w tej grze.


Epickie wygrane bez bitwy

Chcesz przechytrzyć wszystkich i odnieść zwycięstwo. Burn them all! Bowiem, kto mieczem wojuje od miecza ginie ale nikt przecież nie wspominał tu nic o ogniu. Mamy wiec budzącą wiele emocji scenę, w której Deanerys odnosi moralne i fizyczne zwycięstwo nad khalasarem, który chciał skazać ja na resztę życia w odosobnieniu lub, co gorsza, na śmierć. Co robi Matka Smoków? To znaczy, po swojej zwyczajowej płomiennej przemowie? Wznieca ogień w drewnianej Świątyni Dosh Khaleen, który pochłania cały budynek i uwięzionych w nim Khalów. Sama Khaleesi wychodzi z płomieni nietknięta, co zapewnia jej autorytet i przychylność pozostałej części Dothraków. Go Girl!

Kolejną mistrzynią zabawy zapałkami zostaje w tym sezonie Cersei. Zamiast stawić się na swoim procesie, który postanowiła wytoczyć jej Wojująca Wiara, Królowa Matka,  używając Dzikiego Ognia, wysadza w powietrze cały Wielki Sept Baelora. Z Wróblem i „wszystkimi jego małymi wróbelkami” w środku. Zostawiła sobie jednak na deser septę Unellę, by zapewnić jej bardzo powolną i bardzo bolesną śmierć. Wśród słów „confess” i „shame”. Paczara tak bardzo nie cierpiała tej postaci w poprzednim sezonie, że z łatwością mogłam sobie wyobrazić jaką radością musiała napełnić Cersei ta zemsta.

W ramach przypomnienia - Unella na drugim planie,

Paczara nigdy nie była wielką fanką Królowej Matki ale w potyczkach z Wojującą Wiarą szalenie jej kibicowałam. Szkoda tylko, że ruch Cersei pociągnął za sobą inne ofiary. Mam tu na myśli, oczywiście, znajdujących się w owym czasie w sepcie wszystkich Tyrellów. Ostatecznie, Cersei wygrała wojnę z religijnymi fanatykami i zasiadła na Żelaznym Tronie. Tronie, na którym miejsce zrobił jej Tommen, jest ostatnie dziecko. Król zafundował nam scenę rodem z Idy. Dosłownie. O ile jednak Ida zostawiła mnie z totalnym wtf, to tutaj wiedziałam jak to się skończy, gdy tylko Tommen zdjął koronę i zniknął na chwilę z kadru.

Kolejną zwycięską postacią jest Arya Stark. Co prawda, tym razem obyło się bez ognia ale dziewczyna dopięła swego. Ten sezon dał jej mocno w kość. Była niewidoma, ranna, ścigana jak zwierzę. Ostatecznie jednak, wyszła cało z każdej potyczki. W finale zaś skreśliła ze swojej śmiertelnej listy nazwiska wszystkich Freyów. I to w sposób, którego nie powstydziłby się sam Hannibal Lecter! Paczara wie, że w tym miejscu może narazić się wielu ale nie przepadam specjalnie za Aryą. Jej wątki zwykle bardzo mnie nudzą. W tym sezonie, jak tylko widziałam, że kamera przenosi nas do Braavos przygotowywałam się na cierpliwe wytrwanie do następnego wątku. Muszę jednak przyznać, że rozprawa z Walderem Freyem była perfekcyjnie przemyślana i przeprowadzona. Widać też, że Arya wiele się w Domu Czerni i Bieli, mimo wszystko, nauczyła. Wydaje mi się, że wcześniej, niecierpliwa natura nie pozwoliłaby jej poprzestać tylko na wgapianiu się w Jamiego Lannistera. Tym samym, prawdopodobnie popsułaby swój plan zemsty na Freyach. Jak widać, Braavos nauczyło ją cierpliwości i doskonałych morderczych umiejętności.


Epickie sojusze
Gdy Cersei wysadziła Wielki Sept, Paczara najpierw poczuła wielką satysfakcję  i zarazem wielki smutek. Satysfakcję z powodu śmierci Wróbla i jego fanatyków, smutek zaś z powodu Tyrellów – zwłaszcza Margaery, której postać bardzo lubiłam. Była jedną z najinteligentniejszych bohaterów tego serialu i jako jedyna domyśliła się planów Cersei. Było już jednak za późno. Gdy płomień pochłaniał ciała Tyrellów, Paczara zwróciła swe oczy ku innej lubianej postaci - Olennie. Wywrotowa nestorka rodu została sama, a Wysogród nie ma dziedzica. Czyż to nie idealna pora na korzystny sojusz? Powiedzmy Róży i Smoka? Aż mi się łezki w oczach zakręciły, jak tylko okazało się, że Daenerys ma po swojej stronie nie tylko Greyjoyów lecz również Martellów i Tyrellów. Następny sezon będzie taki piękny!

Wojująca Wiara od dawna napawała Paczarę niepokojem i odrazą. I tylko Margaery żal. 

Skoro jesteśmy przy temacie Greyjoyów, Paczara uważa, że zawarli bardzo korzystny układ. A nić porozumienia między Daenerys a Yarą była bardziej niż widoczna. Theon został zaś nawróconym pieskiem swojej siostry. A może, po prostu, wreszcie dobrym bratem.  I lepiej, by tak zostało.  

Epickie powroty
Mam tu na myśli, przed wszystkim, wskrzeszenie Jona Snow przez Mellisandre. Ziściła się najbardziej popularna teoria, co do jego powrotu z martwych. Jednak twórcy umiejętnie budowali napięcie w scenie wskrzeszenia. Oglądało się to z prawdziwym przejęciem. Wielu zapewne wstrzymywało dech w piersiach. Jon Snow powrócił. Jako martwy został zwolniony z obowiązku służenia Nocnej Straży. Wyruszył więc z siostrą na Witerfell, zdobył je w epickiej bitwie i został obwołany Królem Północy. To był zdecydowanie jego sezon.

Innymi zdumiewającymi powrotami pochwalić się mogą Benjen Stark i Euron Greyjoy. Ten pierwszy ratuje swojego bratanka Brana i jego koleżankę Meerę z rąk Armii Umarłych. Jak się okazuje, sam jest półumarły i tylko dzięki Dzieciom Lasu (które wetknęły kawałek smoczego szkła w jego klatkę piersiową) zachował swoją tożsamość i jasny umysł. Z kolei Euron pojawia się znikąd na Żelaznych Wyspach, zabija swojego brata i przejmuje tron zmuszając swoją bratanicę i bratanka do ucieczki. Sam, snuje zaś swój szaleńczy plan wybudowania największej floty jaką widział świat i poślubienia Deanerys Targaryen. Paczara jest bardzo ciekawa, jak mu to wyjdzie xD

Powraca również Ogar. Okazuje się, że przetrwał rany zadane przez Brienne i żyje w religijnej i pokojowej komunie. Pewnego dnia jednak cała wspólnota zostaje wyrżnięta, co sprowadza Sandora ponownie na drogę gniewu. Na pewno jeszcze o nim usłyszymy w kolejnym sezonie.

Epickie odejścia

W konkursie zaskakujących śmierci pierwsze miejsce zdobywa, mimo wszystko, Tommen. Chyba pierwsze przez nikogo nie wymuszone, samobójstwo w tym serialu. Wszyscy wiedzieli, że nowy król ma słabą psychikę, nikt jednak, aż do ostatnich minut, nie podejrzewał, że postanowi sam ze sobą skończyć.  Na pewno nie przewidziała tego Cersei.

Najbardziej przejmująca była jednak śmierć Hodora. Moment, w którym wreszcie odkryliśmy korzenie powtarzanego przez niego słowa był zatrważający. Bran, poprzez podróże w przeszłość i braki w wyszkoleniu na Trójoką Wronę spowodował czasowy paradoks, który sprawił, iż Hodor jako młody chłopiec o imieniu Wylis, zobaczył swoją własną śmierć. Przyczyniło się to do uszkodzeń w jego mózgu. „Hodor” okazało się być zniekształconym „hold the door”, co powtarzał umierający od ciosów Innych i próbujący powstrzymać ich napływ Wylis. To chyba najsmutniejsza śmierć tego sezonu.

Historia Hodora przejmuje i mrozi krew w żyłach.

Bardzo smutne było również odejście Tyrellów, bardzo zaś niesprawiedliwe wydawało się zamordowanie Dorana Martella i jego syna Trystana. Szczytem skurwysyństwa (dla co wrażliwszych pardon) pozostaje jednak zabicie przez Ramsaya Boltona jego ojca jak i rzucenie macochy i jej nowo narodzonego synka na pożarcie psom. Do listy morderstw Ramsaya dołączyło również zabójstwa Oshy (smutek :( ) i  „zabawa w strzelanie w z łuku” z młodym Riconem Starkiem. Wielu widzów przyjęło z prawdziwą satysfakcją zgon Boltona. Ramsay umarł jak żył – wśród swoich psów. Dając szeregom widzów i Sansie Stark prawdziwą satysfakcję.

Epickie spotkania

Tutaj, na pierwszy plan wysuwa się zjednoczenie Starków. Sansa, po wielu trudach i przy pomoc Brienne, dotarła do Czarnego Zamku. Spotkanie rodzeństwa było wzruszające. Długa rozłąka i świadomość, że mogą być jedynymi pozostałymi przy życiu członkami rodziny, bardzo ich do siebie zbliżyły. Widać, iż kierują się troską o swoje dobro. I jeśli chcą przetrwać, muszą sobie ufać.

Serce Paczary radowało się niezmiernie przy tej scenie.

Bardzo intrygujące było spotkanie Yary z Daenerys. Wszyscy chyba wyczuli, jak te dwie bohaterki przypadły sobie do gustu. Owszem, ich spotkanie podszyte było nutą flirtu ale Paczara nie szukałaby tu zaraz miłosny uniesień. Bardziej - owocnej przyjaźni i przymierza dwóch silnych i zdeterminowanych kobiet.

Wiele sentymentu niosło za sobą ponowne spotkanie Brienne i Jamie’go. Widać, że oboje czują do siebie słabość a ich relacje podszyte są obopólną troską. Mimo, iż nigdy żadnego związku z tego nie będzie, to Paczara uznaje ich relację za wyjątkową.

I wreszcie, najbardziej epickie i zarazem humorystyczne spotkanie sezonu. Tyrion Lannister kontra Viserion i Rhaegal. Przemowa karła o dozgonnej przyjaźni dla smoków – bezcenna. Uwolnienie ich z okowów – piękne. Zdanie sobie sprawy, jakie to było szaleństwo – przezabawne.


Epickie OTP  Mowa rzecz jasna o Brienne i Tormundzie. Mówcie co chcecie, ja tą ideę kocham <3

Nikt mi nie powie, że to nie jest miłość :D 

Sezon kobiet
Sezon szósty obfitował w mistrzowskie posunięcia, za którymi stały silne kobiety.  To one dzierżą ster władzy. Zacznijmy od najbardziej oczywistej Królowej na tej szachownicy. Matka Smoków wychodzi w tym sezonie obronną ręką z każdej sytuacji. Co więcej, napięta sytuacja w Westeros sprawia, iż zdobywa sojuszników i umacnia swoje dążenia do Żelaznego Tronu. Przy tym wszystkim, pozostaje wierna swoim ideom. I tak, sezon kończy obraz gigantycznej floty ze sztandarami Targaryenów płynącej ku brzegom Królewskiej Przystani.

Soon.

Potęga Daenerys nie będzie zapewne dla nikogo zaskoczeniem, jednak działalność Sansy Stark już tak. To ona jest siłą sprawczą ataku na Winterfell. To ona, przekonała do wyprawy Jona i podjęła wysiłek, by przekonać pozostałe rody Północy. To dzięki jej układowi z Baelishem, udało się odzyskać twierdzę. To do niej, należała zemsta na Ramsay’u Boltonie. A była ona tak samo sprawiedliwa, jak straszliwa i bezlitosna. Sansa działa po cichu jednak, jak pokazuje ten sezon, potrafi dopiąć swego. Druga Starkówna także wychodzi zwycięsko z licznych potyczek. I dokonuje swojej krwawej zemsty. Mimo wielu przeszkód, sezon kończy się także jej zwycięstwem.

I wreszcie Cersei Lannister. Postać podnosząca się po straszliwej porażce. Niemal całkowicie zdruzgotana przez wydarzenia poprzedniego sezonu i swój marsz wstydu. Cersei żyje napędzana przez chęć zemsty i troskę o swoje dzieci. W tym sezonie, ze zdumiewającą skutecznością, pozbywa się wreszcie Wojującej Wiary. Tryumfuje. Jednocześnie jednak nie jest to zwycięstwo pełne, gdyż traci dwójkę dzieci. Koronacja Cersei Lannister na Króla Siedmiu Królestw jest chyba dowodem ostatecznym na ogromną rolę kobiet w tym sezonie. Co sprawia, iż przy mniejszej niż zwykle ilość damskiej nagości na ekranie, nabiera on feministycznego wydźwięku. Cersei jako pierwsza kobieta będzie samodzielnie zasiadać na Żelaznym Tronie. Co prawda, flota jej rywalki już się zbliża. Deanerys zapewne odniesie zwycięstwo, jednak nie będzie ono łatwe. Cersei straciła wszystkich, o których kiedykolwiek się troszczyła, co czyni ją jeszcze bardziej niebezpieczną.

Cersei będzie dane przez chwilę cieszyć się swoją potęgą. Zobaczymy jak ja wykorzysta.

Proroctwo Paczary

Chcecie znać przypuszczenia Paczary co do zakończenia serialu? Bazując na tym, co do tej pory się wydarzyło ułożyłam sobie piękną teorię how it should have ended ;) W chwili obecnej, na szachownicy zostają dwa pionki – Daenerys i Jon Snow. Są jeszcze co prawda Lannisterowie ale ich bitwa wydaje się być już przegraną. Wiemy, na pewno, że Jon jest synem Lyanny Stark, a co za tym idzie prawdopodobnie także Rhaegara Targaryena. Jest zarówno Starkiem jak i Targaryenem, co przy braku innych męskich potomków, czyni go teoretycznie prawowitym następcą Aerysa i Neda. Według niektórych teorii, jest także Obiecanym Księciem, powtórnym wcieleniem Azor Ahai, który niegdyś pokonał Białych Wędrowców. Wojownik miał być zesłany ponownie przez Pana Światła pod koniec długiego lata. Wtedy Jon został przywrócony do życia. Możliwe, że wraz z nim powróciło coś jeszcze. Fajnie ma chłopak, nie?

Jon...

Ale po kolei. Snow został obwołany Królem Północy. Deanerys zmierza ze swoją flotą i armią sprzymierzeńców ku Królewskiej Przystani, którą prawdopodobnie wkrótce podbije, co oznacza władzę nad Południem. Daje to dość prosty podział wpływów. Daenerys chce jednak panować nad całym Westeros. Tymczasem, Jon przy całym swoim dziedzictwie (którego nie jest świadomy) raczej nie marzy o Żelaznym Tronie. Dodatkowo, nadal żyje i wraca zza Muru - Brandon Stark. I to on, mimo swojej ułomności, jest prawowitym Lordem Winterfell. Poza tym, tylko Brandon wie, kim byli rodzice Jona. Póki co, nikt nie jest w stanie tej wersji wydarzeń potwierdzić. Co prawda, wszystko się może różnie potoczyć ale taki mamy stan na dzień dzisiejszy.

Zima nadeszła, a wraz z nią Inni. To tylko kwestia czasu aż przekroczą Mur. Snow, nawet będąc Obiecanym Księciem, będzie potrzebował gigantycznej armii. Najlepiej takiej ziejącej ogniem, czyż nie? Póki co taką armię posiada Matka Smoków. Paczara widzi tu bardzo proste przymierze. A trzeba pamiętać, iż sojusze takie zawierane są w tym świecie przez małżeństwo, jak sama Daenerys wskazuje w finale tego sezonu. Tak wiem, że ona jest jego ciotką fuu i w ogóle. Ale po pierwsze, trzeba podkreślić, że to są nasze standardy a nie te panujące w świecie Gry o tron. Po drugie, Targaryenowie mają za sobą długą historię związków między członkami własnej rodziny. Po trzecie, ostatnio przeczytałam długi artykuł, który parował Jona z …. Sansą także, sorry, istnieją gorsze nieszczęścia. Po czwarte, Paczara nie przepada za Snowem i nie zniesie myśli, że sam zasiadłby na Żelaznym Tronie a twórcy, gdzieś pod drodze, zamordowaliby mi Dankę L I, last but not least, czuję, że jako postacie w gruncie rzeczy dzielące te same ideały, przypadliby sobie do gustu.

...czy Daenerys? A może oboje. Imo symboliczna jest tu kolorystyka w jakiej te postaci są przedstawiane. Niby przeciwieństwo a jednak...

Oczywiście, wszystko może się też skończyć masowym zalewem zombie i Nocnym Królem na Żelaznym Tronie ale wolałabym jednak opcję z Targaryenami ;) Przy tym, wiedzcie, że to są moje szalone teorie i nie należy się do nich przywiązywać. Co więcej, można z nimi kulturalnie polemizować. Zawsze chętnie poznam inne/nowe.

Podsumowując, mieliśmy okazję popaczyć na naprawdę dobry sezon. Oczywiście, był w niektórych punktach nierówny i miał słabsze epizody (praktycznie cały środek), jednak ostatecznie, jak to zwykle bywa, odcinki finalne wynagrodziły wszystko. I dały podwaliny pod naprawdę ciekawy sezon 7. A nam pozostało czekanie i snucie dalszych domysłów. 

Etykiety: , ,