Za nami jeden z
najbardziej oczekiwanych w tym roku serialowych powrotów. Gra o tron
ponownie zawitała na srebrnym ekranie. Czy jest to powrót z
przytupem? Niekoniecznie. Aczkolwiek, nie sposób pierwszemu
odcinkowi wiele zarzucić. Poprzednim razem Paczara narzekała na
zbyt spokojne otwarcie piątego sezonu. Teraz wychodzę z założenia,
że jest to raczej standardowa taktyka twórców. Przysłowiowa cisza
przed burzą...
 |
UWAGA! Od tych spoilerów. Paczary można aż paść trupem! Jon Snow poleca! |
The Red Woman to
przede wszystkim kontynuacja i domykanie niektórych wątków
rozpoczętych w finale 5 sezonu. Patrzymy więc na stuprocentowo
martwą twarz Jona Snowa i żal jaki przejawiają nad jego śmiercią
niektórzy kompani. Obserwujemy ucieczkę Sansy i Theona przez
śnieżne zaspy Winterfell. Odwiedzamy Dorne, po to, by być
świadkiem kolejnej zbrodni Ellaryi i Żmijowych Bękarcic. W
Królewskiej Przystani, patrzymy na zdruzgotaną Cersei, opłakującą
śmierć kolejnego dziecka i odwiedzamy Margaery ciągle przebywającą
w niewoli sekty Wysokiego Wróbla. W Braavos obserwujemy próby
przetrwania na ulicy niewidomej Aryi. Wreszcie, możemy rzucić okiem
na pojmaną przez Dothraków Matkę Smoków i dwójkę mężczyzn
zmierzających jej na ratunek.
 |
Daenerys znalazła się w tarapatach. Paczara szczerze ma nadzieję że uda jej się z tego wykaraskać. |
Jak sam tytuł
wskazuje, główną bohaterką odcinka staje się Czerwona Kapłanka.
Nie, nie z powodu słynnej hipotezy o wskrzeszeniu Jona Snow. Teoria
o ingerencji Mellisandre w cykl życia i śmierci przywódcy Nocnej
Straży pozostaje na razie nietrafioną. Co prawda, wypowiada ona
jedno zdanie mogące świadczyć o rychłym powrocie Jona ze świata
zmarłych, jednak, jeśli weźmiemy pod uwagę jej ostatnie
poczynania i niesprawdzone wizje, nie warto pokładać w tym zbyt
dużych nadziei. Czerwona Kapłanka pojawia się zaledwie w dwóch
scenach ale jedna z nich, kończąca odcinek, z pewnością przykuwa
uwagę. Widz zdaje sobie sprawę, iż z pewnością mamy do czynienia
z czymś nadprzyrodzonym a Melisandre jest istotą znacznie bardziej
doświadczoną i potężniejsza niż mogłoby nam się do tej pory
wydawać. Aczkolwiek, wyraz zrezygnowania i żalu na jej twarzy może
świadczyć o tym, iż ostatnie wydarzenia wywarły na niej mocne
wrażenie. Może nawet zachwiały bezwarunkową wiarę w Pana
Światła, który zdaje się zsyłać jej same nietrafne widzenia?
 |
A teraz Melisandre pokaże nam coś czego jeszcze o niej nie wiemy...Ta scena była dla wielu fanów chyba największym szokiem w całej tej opowieści :) |
Osobiście, Paczara
jest przekonana, iż Jon Snow powróci. Nie chcę się tu już
zagłębiać w różne teorie na temat tego wątku, jednak w odcinku
zbyt dużo miejsca i uwagi poświęca się jego zwłokom. Nie żeby
Paczara skakała z radości nad tym przypuszczeniem. Snow jest dla
mnie miałką, zupełnie bezosobową postacią. Serial nie straciłby
zbyt wiele, gdyby pozostał martwy.
Co do reszty wątków,
nie budzą one większych emocji. Paczara tylko raz złorzeczyła do
ekranu, a było to podczas ucieczki Sansy i Greyjoya. Naprawdę,
złożyłam w tym miejscu uroczystą przysięgę, że jeśli w tym
momencie ich złapią, to cały serial rzucam kompletnie (it's too
much). Na szczęście, wygląda na to, iż jeszcze chwilkę sobie
popacze ;)
Podsumowując, mamy
za sobą poprawny pierwszy odcinek. Teraz. pozostaje czekać na
więcej. Paczara przeczuwa jakieś mocne uderzenie za 2-3 epizody. W
następnym zaś prawdopodobnie wreszcie zobaczymy Brana Starka, dla
którego tutaj zabrakło miejsca. Paczara nie może się doczekać.
Brakowało mi tego serialu.
P.S Poprzednim razem
na blogu zamieszczane były notki po każdym odcinku. Nie wiem, czy
uda mi się kontynuować tą tradycję. I czy macie ochotę czytać
paczarowe przemyślenia na ten temat? Na pewno będzie notka finalna,
może także półmetkowa. Resztę pozostawiam Wam i losowi ;)
Etykiety: GOT, serial, USA