'Let's play again!', czyli znowu gramy o Żelazny Tron. - 'Gra o tron' s6e1.

Za nami jeden z najbardziej oczekiwanych w tym roku serialowych powrotów. Gra o tron ponownie zawitała na srebrnym ekranie. Czy jest to powrót z przytupem? Niekoniecznie. Aczkolwiek, nie sposób pierwszemu odcinkowi wiele zarzucić. Poprzednim razem Paczara narzekała na zbyt spokojne otwarcie piątego sezonu. Teraz wychodzę z założenia, że jest to raczej standardowa taktyka twórców. Przysłowiowa cisza przed burzą...

UWAGA! Od tych spoilerów. Paczary można aż paść trupem! Jon Snow poleca!

The Red Woman to przede wszystkim kontynuacja i domykanie niektórych wątków rozpoczętych w finale 5 sezonu. Patrzymy więc na stuprocentowo martwą twarz Jona Snowa i żal jaki przejawiają nad jego śmiercią niektórzy kompani. Obserwujemy ucieczkę Sansy i Theona przez śnieżne zaspy Winterfell. Odwiedzamy Dorne, po to, by być świadkiem kolejnej zbrodni Ellaryi i Żmijowych Bękarcic. W Królewskiej Przystani, patrzymy na zdruzgotaną Cersei, opłakującą śmierć kolejnego dziecka i odwiedzamy Margaery ciągle przebywającą w niewoli sekty Wysokiego Wróbla. W Braavos obserwujemy próby przetrwania na ulicy niewidomej Aryi. Wreszcie, możemy rzucić okiem na pojmaną przez Dothraków Matkę Smoków i dwójkę mężczyzn zmierzających jej na ratunek.

Daenerys znalazła się w tarapatach. Paczara szczerze ma nadzieję że uda jej się z tego wykaraskać.

Jak sam tytuł wskazuje, główną bohaterką odcinka staje się Czerwona Kapłanka. Nie, nie z powodu słynnej hipotezy o wskrzeszeniu Jona Snow. Teoria o ingerencji Mellisandre w cykl życia i śmierci przywódcy Nocnej Straży pozostaje na razie nietrafioną. Co prawda, wypowiada ona jedno zdanie mogące świadczyć o rychłym powrocie Jona ze świata zmarłych, jednak, jeśli weźmiemy pod uwagę jej ostatnie poczynania i niesprawdzone wizje, nie warto pokładać w tym zbyt dużych nadziei. Czerwona Kapłanka pojawia się zaledwie w dwóch scenach ale jedna z nich, kończąca odcinek, z pewnością przykuwa uwagę. Widz zdaje sobie sprawę, iż z pewnością mamy do czynienia z czymś nadprzyrodzonym a Melisandre jest istotą znacznie bardziej doświadczoną i potężniejsza niż mogłoby nam się do tej pory wydawać. Aczkolwiek, wyraz zrezygnowania i żalu na jej twarzy może świadczyć o tym, iż ostatnie wydarzenia wywarły na niej mocne wrażenie. Może nawet zachwiały bezwarunkową wiarę w Pana Światła, który zdaje się zsyłać jej same nietrafne widzenia?

A teraz Melisandre pokaże nam coś czego jeszcze o niej nie wiemy...Ta scena była dla wielu fanów chyba największym szokiem w całej tej opowieści :)

Osobiście, Paczara jest przekonana, iż Jon Snow powróci. Nie chcę się tu już zagłębiać w różne teorie na temat tego wątku, jednak w odcinku zbyt dużo miejsca i uwagi poświęca się jego zwłokom. Nie żeby Paczara skakała z radości nad tym przypuszczeniem. Snow jest dla mnie miałką, zupełnie bezosobową postacią. Serial nie straciłby zbyt wiele, gdyby pozostał martwy.

Co do reszty wątków, nie budzą one większych emocji. Paczara tylko raz złorzeczyła do ekranu, a było to podczas ucieczki Sansy i Greyjoya. Naprawdę, złożyłam w tym miejscu uroczystą przysięgę, że jeśli w tym momencie ich złapią, to cały serial rzucam kompletnie (it's too much). Na szczęście, wygląda na to, iż jeszcze chwilkę sobie popacze ;)

Podsumowując, mamy za sobą poprawny pierwszy odcinek. Teraz. pozostaje czekać na więcej. Paczara przeczuwa jakieś mocne uderzenie za 2-3 epizody. W następnym zaś prawdopodobnie wreszcie zobaczymy Brana Starka, dla którego tutaj zabrakło miejsca. Paczara nie może się doczekać. Brakowało mi tego serialu.

P.S Poprzednim razem na blogu zamieszczane były notki po każdym odcinku. Nie wiem, czy uda mi się kontynuować tą tradycję. I czy macie ochotę czytać paczarowe przemyślenia na ten temat? Na pewno będzie notka finalna, może także półmetkowa. Resztę pozostawiam Wam i losowi ;)

Etykiety: , ,