Winter is here, czyli tego jeszcze w 'Grze o Tron' nie widzieliście. – s5e8

Hardhome, już przez wielu został okrzyknięty najlepszym odcinkiem piątego sezonu Gry o tron. Twórcy zadbali o to, by dostarczyć widzom mocnych wrażeń i długo wyczekiwanych kontynuacji niektórych wątków. W tym odcinku odwiedzamy Khaleesi i Tyriona, zaglądamy na chwilkę na Mur i do Winterfell, otrzymujemy szansę na widzenie z zamkniętą w lochach Cersei, obserwujemy postępy Aryi na drodze służby Bogu o Wielu Twarzach i towarzyszymy Jonowi Snow w osadzie Dzikich, gdzie czeka nas prawdziwa uczta dla wron.

Chyba nie muszę już mówić, jak bardzo Paczara poniżej spoileruje? ;)

Odcinek zaczynamy w Meereen, słownym pojedynkiem między Matką Smoków a Tyrionem Lannisterem. Dany wyraźnie nie ufa nowemu przybyszowi i ma ku temu mocne przesłanki. Tyrion jest, mimo wszystko, Lannisterem, w dodatku bratem zabójcy jej ojca. Paczara długo wyczekiwała na spotkanie tych postaci i muszę przyznać, iż jestem w pełni usatysfakcjonowana. Po słownych przepychankach i udowadnianiu sobie wzajemnie swojej wartości, Lew i Smok zawiązują nietypowe przymierze. Paczara nie mogłaby sobie wyobrazić lepszego doradcy dla Daenerys niż obdarzony ogromną inteligencją Karzeł. W dodatku Tyrion jest chyba pierwszą osobą, która nie obawia się stawiać spraw jasno a nawet głosić sądów przeciwnych do opinii Królowej. Dany nie jest przyzwyczajona do takiego zachowania i widać, że mocno ją ono zaskakuje ale i trochę imponuje. Paczara chciałby, by to przymierze trwało jak najdłużej. Doradztwo Tyriona byłoby dla Matki Smoków bardzo użyteczne. Paczara uwielbia te momenty, kiedy Danny ogłasza swoje plany i padają wielkie patetyczne metafory. W Hardhome taki moment dostajemy, co dostarczyło mi radosnej ekscytacji. Wreszcie doszło do spotkanie dwójki moich ulubionych bohaterów. Jak mam się nie ekscytować?

Paczara z żywym zainteresowaniem przygląda się też poczynaniom Wojującej Wiary. W tym odcinku wprawdzie, nie poświęcono im wiele miejsca, dostaliśmy za to cierpiącą z pragnienia w lochach Cersei. Królowa Matka może i jest zgnębiona i osłabiona, może i doświadcza poniżenia jakie nigdy przedtem nie było jej udziałem, ale na pewno pozostaje niepokonana. Długie godziny więziennej egzystencji zajmuje rozmyślaniami o zemście na Wysokim Wróblu i jego zwolennikach. Cóż, kto mieczem wojuje… a Lannisterowie zawsze płacą swoje długi.  

W odcinku tym padają bardzo ciekawe słowa, a mianowicie, że wiara oznacza śmierć rozumu. Rzeczywiście, odkąd to religijna sekta zdaje się kontrolować całą Królewska Przystań, dzieją się rzeczy niespotykane. Wystarczy wspomnieć, że połowa rodziny królewskiej właśnie siedzi w lochach, a Wojująca Wiara myśli, że zdoła ten stan utrzymać. Paczara zastanawia się kiedy ludność Królewskiej Przystani się zbuntuje. Żałuję, że nie widzimy żadnej reakcji zwykłych ludzi na to, co spotyka ich miasto. Na początku mógł być to zachwyt i poparcie, gdyż Wróble tępili nieuczciwych i bogatych. Jednak na dłuższą metę ludzie nie lubią religijnego fanatyzmu, chyba że akurat sami w nim uczestniczą. Lud wiele zniesie ale z pewnością nie na rękę będzie mu na przykład zamknięcie przybytków Lorda Baelisha ;)

Nazywam się Stark, Arya Stark. Poproszę martini wstrząśnięte, nie zmieszane... ;)

Przejdźmy do Starków. W Domu Czerni i Bieli widzimy jak Arya szkoli się na szpiega i skrytobójcę Ludzi Bez Twarzy. Paczara uważa to za bardzo ciekawy wątek i nie może się doczekać jego kontynuacji. W Winterfell natomiast Sansa odbywa bardzo mocną i emocjonalną rozmowę z Theonem. Starsza Starkówna dowiaduję się, że jej bracia żyją. Paczara ma takie przeczucie, że Starkowie nie są jeszcze straceni dla tej historii. Północ pamięta!

Wszystkie wyżej wymienione wątki są świetnie zarysowane i poprowadzone, ale zostały przyćmione przez końcówkę odcinka, która to dostarcza prawdziwych wrażeń. Otóż Jon Snow dociera do osady Dzikich. Po długich i trudnych pertraktacjach udaje mu się przekonać niektórych z nich, by udali się z nim za Mur i walczyli u boku Nocnej Straży z nadciągającymi watahami Innych. Okazuje się, że to historyczne porozumienie zostało zawiązanie zdecydowanie za późno, a Biali Wędrowcy są o wiele bliżej niż się wszystkim wydawało. Obóz Dzikich zostaje znienacka zaatakowany przez lawinę zombie-szkieletorów! Rozpoczyna się walka na śmierć i życie, a Dowódca Nocnej Straży znajduje się w samym jej centrum. 

"Śliczna wrona" kręci śliczne piruety!

Wreszcie dostajemy pełen obraz hord Innych i ich dowódców (a nawet samego Króla Nocy) ukazanych w pełnej krasie. Najbardziej creepy jest chyba grupa zombie-dzieci, która notabene morduje jedną z nowych i zarazem najciekawszych postaci tego odcinka. Trup ściele się gęsto i równie gęsto powstaje z martwych. Sceny walk są pełne dynamiki, naprawdę wciągające i doskonale zaaranżowane. Bez trudu można się wczuć w dość beznadziejne położenie Dzikich. W dodatku otrzymujemy epicką bitwę Jona Snowa z jednym z najeźdźców. Jej rozwiązanie, co prawda nieco mnie zaskoczyło swoim mało zaskakujących charakterem. Myślałam, że skończy się to większym zwrotem akcji.

Hardhome dostarcza nam niezapomnianych wrażeń i daje rodom Westeros ostateczne ostrzeżenie. Nachodzi moment, kiedy będą musieli zaprzestać wyrzynania się nawzajem. Prawdziwe niebezpieczeństwo bowiem czyha za Murem. I zbliża się wielkimi krokami ku Krainie Ludzi. Hardhome dobitnie obrazuje nam fakt, iż zima już nie nadchodzi - ona już tu jest!


Etykiety: , ,