Hardhome, już przez wielu został okrzyknięty najlepszym
odcinkiem piątego sezonu Gry o tron. Twórcy zadbali o to, by dostarczyć widzom mocnych
wrażeń i długo wyczekiwanych kontynuacji niektórych wątków. W tym odcinku
odwiedzamy Khaleesi i Tyriona, zaglądamy na chwilkę na Mur i do Winterfell, otrzymujemy
szansę na widzenie z zamkniętą w lochach Cersei, obserwujemy postępy Aryi na
drodze służby Bogu o Wielu Twarzach i towarzyszymy Jonowi Snow w osadzie Dzikich,
gdzie czeka nas prawdziwa uczta dla wron.
 |
Chyba nie muszę już mówić, jak bardzo Paczara poniżej spoileruje? ;) |
Odcinek zaczynamy w Meereen, słownym pojedynkiem między
Matką Smoków a Tyrionem Lannisterem. Dany wyraźnie nie ufa nowemu przybyszowi i
ma ku temu mocne przesłanki. Tyrion jest, mimo wszystko, Lannisterem, w dodatku
bratem zabójcy jej ojca. Paczara długo wyczekiwała na spotkanie tych postaci i
muszę przyznać, iż jestem w pełni usatysfakcjonowana. Po słownych
przepychankach i udowadnianiu sobie wzajemnie swojej wartości, Lew i Smok
zawiązują nietypowe przymierze. Paczara nie mogłaby sobie wyobrazić lepszego
doradcy dla Daenerys niż obdarzony ogromną inteligencją Karzeł. W dodatku
Tyrion jest chyba pierwszą osobą, która nie obawia się stawiać spraw jasno a
nawet głosić sądów przeciwnych do opinii Królowej. Dany nie jest przyzwyczajona
do takiego zachowania i widać, że mocno ją ono zaskakuje ale i trochę imponuje.
Paczara chciałby, by to przymierze trwało jak najdłużej. Doradztwo Tyriona
byłoby dla Matki Smoków bardzo użyteczne. Paczara uwielbia te momenty, kiedy
Danny ogłasza swoje plany i padają wielkie patetyczne metafory. W Hardhome taki
moment dostajemy, co dostarczyło mi radosnej ekscytacji. Wreszcie doszło do spotkanie
dwójki moich ulubionych bohaterów. Jak mam się nie ekscytować?
Paczara z żywym zainteresowaniem przygląda się też
poczynaniom Wojującej Wiary. W tym odcinku wprawdzie, nie poświęcono im wiele
miejsca, dostaliśmy za to cierpiącą z pragnienia w lochach Cersei. Królowa
Matka może i jest zgnębiona i osłabiona, może i doświadcza poniżenia jakie
nigdy przedtem nie było jej udziałem, ale na pewno pozostaje niepokonana. Długie
godziny więziennej egzystencji zajmuje rozmyślaniami o zemście na Wysokim
Wróblu i jego zwolennikach. Cóż, kto mieczem wojuje… a Lannisterowie zawsze
płacą swoje długi.
W odcinku tym padają bardzo ciekawe słowa, a mianowicie, że wiara
oznacza śmierć rozumu. Rzeczywiście, odkąd to religijna sekta zdaje się kontrolować
całą Królewska Przystań, dzieją się rzeczy niespotykane. Wystarczy wspomnieć,
że połowa rodziny królewskiej właśnie siedzi w lochach, a Wojująca Wiara myśli,
że zdoła ten stan utrzymać. Paczara zastanawia się kiedy ludność Królewskiej
Przystani się zbuntuje. Żałuję, że nie widzimy żadnej reakcji zwykłych ludzi na
to, co spotyka ich miasto. Na początku mógł być to zachwyt i poparcie, gdyż Wróble
tępili nieuczciwych i bogatych. Jednak na dłuższą metę ludzie nie lubią
religijnego fanatyzmu, chyba że akurat sami w nim uczestniczą. Lud wiele
zniesie ale z pewnością nie na rękę będzie mu na przykład zamknięcie przybytków
Lorda Baelisha ;)
 |
Nazywam się Stark, Arya Stark. Poproszę martini wstrząśnięte, nie zmieszane... ;) |
Przejdźmy do Starków. W Domu Czerni i Bieli widzimy jak Arya
szkoli się na szpiega i skrytobójcę Ludzi Bez Twarzy. Paczara uważa to za
bardzo ciekawy wątek i nie może się doczekać jego kontynuacji. W Winterfell
natomiast Sansa odbywa bardzo mocną i emocjonalną rozmowę z Theonem. Starsza
Starkówna dowiaduję się, że jej bracia żyją. Paczara ma takie przeczucie, że
Starkowie nie są jeszcze straceni dla tej historii. Północ pamięta!
Wszystkie wyżej wymienione wątki są świetnie zarysowane i
poprowadzone, ale zostały przyćmione przez końcówkę odcinka, która to dostarcza
prawdziwych wrażeń. Otóż Jon Snow dociera do osady Dzikich. Po długich i
trudnych pertraktacjach udaje mu się przekonać niektórych z nich, by udali się
z nim za Mur i walczyli u boku Nocnej Straży z nadciągającymi watahami Innych. Okazuje się, że to historyczne porozumienie zostało
zawiązanie zdecydowanie za późno, a Biali Wędrowcy są o wiele bliżej niż się
wszystkim wydawało. Obóz Dzikich zostaje znienacka zaatakowany przez lawinę
zombie-szkieletorów! Rozpoczyna się walka na śmierć i życie, a Dowódca Nocnej
Straży znajduje się w samym jej centrum.
 |
"Śliczna wrona" kręci śliczne piruety! |
Wreszcie dostajemy pełen obraz hord
Innych i ich dowódców (a nawet samego Króla Nocy) ukazanych w pełnej krasie. Najbardziej
creepy jest chyba grupa zombie-dzieci, która notabene morduje jedną z nowych i
zarazem najciekawszych postaci tego odcinka. Trup ściele się gęsto i równie
gęsto powstaje z martwych. Sceny walk są pełne dynamiki, naprawdę wciągające i
doskonale zaaranżowane. Bez trudu można się wczuć w dość beznadziejne położenie
Dzikich. W dodatku otrzymujemy epicką bitwę Jona Snowa z jednym z najeźdźców.
Jej rozwiązanie, co prawda nieco mnie zaskoczyło swoim mało zaskakujących
charakterem. Myślałam, że skończy się to większym zwrotem akcji.
Hardhome dostarcza nam niezapomnianych wrażeń i daje rodom
Westeros ostateczne ostrzeżenie. Nachodzi moment, kiedy będą musieli zaprzestać
wyrzynania się nawzajem. Prawdziwe niebezpieczeństwo bowiem czyha za Murem. I
zbliża się wielkimi krokami ku Krainie Ludzi. Hardhome dobitnie obrazuje nam fakt,
iż zima już nie nadchodzi - ona już tu jest!
Etykiety: GOT, serial, USA