I’ll be watching you, czyli śledzimy 'Stalkera'.



Paczara pisze ten wpis bardzo spontanicznie.  Aktualnie większość moich seriali jest po jesiennym finale (niektóre powrócą dopiero w lutym!), więc pilnie potrzebowałam czegoś do popaczenia. Z barku pomysłów zdałam się na ślepy los i na chybił-trafił wybrałam Stalkera. To tegoroczna nowość stacji CBS. Serial jest nadawany od października i w momencie, gdy popełniam tą notkę liczy sobie 9 odcinków (planowane jest, jak na standardowy amerykański format przystało, 22). 

Plakat bardzo minimalistyczny i bardzo dobry zarazem.

Every breath you take


Pomysłodawcą serialu jest Kevin WIlliamson, twórca The Following, scenarzysta trzech filmów z serii Krzyk (1,2,4), Koszmaru minionego lata, czy, o dziwo, niektórych odcinków The Vampire Dairies i The Secret Circle. Już samo to brzmiało dość zachęcająco, by popaczyć na Stalkera

Produkcja opowiada o specjalnej komórce policji Los Angeles, która zajmuje się sprawami stalkingu. Na jej czele stoi detektyw Beth Davis – bardzo profesjonalna i enigmatyczna za razem. Widać, że skrywa jakiś sekret i nadal jest prześladowana przez swoją przeszłość. Nowym nabytkiem jednostki jest nie mniej tajemniczy detektyw Jack Larsen, przeniesiony z wydziału zabójstw nowojorskiej policji. Szybko okazuje się, że jest świetny w swojej pracy. Nic dziwnego, zna ją niemal od podszewki sam jednocześnie będąc stalkerem. Do jednostki należą także detektyw Ben Caldwell (Victor Rasuk) i detektyw Janice Lawrence (Mariana Klaveno).

And every move you make

Stalker to typowy procedural. W każdym odcinku dostajemy nową historię, nową zagadkę do rozwiązania. Jednostka detektyw Davis otrzymuje sprawę i podąża tropem kolejnych prześladowców. Serial jest przedstawiany jako dramat psychologiczny. No cóż, ani dramatu ani psychologii za wiele tu nie znajdziemy. Oczywiście ofiary są prześladowane, niekiedy nawet bardzo brutalnie. Brakuje w tym jednak głębszych emocji i jakiejś psychologicznej analizy. Mimo, że każda historia jest inna, to każdy odcinek opiera się na tym samym schemacie: jest ofiara – szukamy stalkera – myślimy, że znaleźliśmy stalkera – w ostatniej chwili orientujemy się, że złapaliśmy nie tą osobę – cudem, docierając w ostatniej chwili, ratujemy ofiarę przed niechybną śmiercią. Oczywiście, z ekranu raz na jakiś czas padają naukowe określenia zaburzeń osobowości i chorób na jakie cierpią poszczególni stalkerzy, jest to jednak traktowane bardzo powierzchownie. 

Czasami jest prawie creepy ale nie dość creepy.
Albo po Hannibalu mam upośledzoną creepywykryczość.
Uważajcie, to może zabrzmieć dziwnie ale wydaje mi się, że cały potencjał tego serialu miał się kryć w strachu. Stalker powinien być przerażający, budzić emocje i sprawiać, że dostajemy gęsiej skórki. Abstrahując od jednej bardzo ważnej rzeczy, o której opowiem na końcu, to ta sztuka, w moim odczuciu udała się na razie tylko w pierwszym i czwartym odcinku. Potem serial szybko zaczął przypominać wszelkie inne detektywistyczne produkcje, w których sprawy są traktowane bardzo powierzchownie i nie czujemy z nimi żadnego związku. Fajnie się to do pewnego momentu ogląda ale potem wieje nudą. Paczara złapała się na tym, że paczy na kolejne odcinki tylko dla pewnego pobocznego wątku dotyczącego pani detektyw. Jeśli tak dalej pójdzie, to nie wydaje mi się, by Stalker dostał drugi sezon. Mimo innej tematyki jest dość wtórny i zbyt lekki. Rozumiem, że być może twórcy nie chcieli terroryzować amerykańskiego społeczeństwa coraz częściej występującym tam problemem stalkingu. Jednak jeśli serial o takiej tematyce powstał, to musi być na serio. Nie bawimy się w kotka i myszkę. Koncentrujemy się na problemie, to się na nim porządnie skoncentrujmy, nie zanudzając tym samym widowni. Po seansie Stalkera widz powinien obawiać się czegoś więcej niż tego, czy jutro będzie padać. Wiecie, że Paczara nie lubi się bać. Jednak jeszcze bardziej nie lubię serialowej wtórności i nudy. 

Tu pani detektyw zakłada rękawiczki ale na ogół policja nie przejmuje się jednak podstawowymi zasadami zabezpieczania dowodów. Łażą wszędzie i macają wszystko, ot co.

Every bond you break every step you take

Widać, że twórcy chcą nas zaciekawić postaciami pierwszoplanowymi. Dlatego przez długi czas nie wiemy o nich zupełnie nic. No, poza tym, że Jack jest stalkerem, co później próbuje się zbagatelizować i sprawić, by widz jednak myślał, że nie jest. Chociaż powiadam wam, że jest. O ile karty z przeszłości detektywa Larsena powoli się odkrywają, o tyle detektyw Davis wciąż jest jedną wielką zagadką mającą wyraźnie traumę (a może nawet dwie) z przeszłości. Bardzo frustrujące jest to strasznie powolne tempo dzielenia się z widzem informacjami na temat głównych bohaterów. Szczególnie jeśli śledzi się przede wszystkim jeden wątek, który momentami tkwi w miejscu i nikt za nic nie chce go popchnąć do przodu. Mówię, tu oczywiści o Beth i jej nowym stalkerze. Na szczęście, w ostatnim odcinku coś ruszyło, wiec nie tracę nadziei. 

Castingowo jest bardzo dobrze i choć wcześniej nie znałam niemal żadnego aktora występującego w produkcji, to teraz z zainteresowaniem raz po raz spoglądam na ich filmografię. Maggie Q grająca Beth Davis jest naprawdę niesamowita. Nie sposób oderwać od niej wzroku, gdy pojawia się na ekranie. Idealnie wciela się w rolę zarówno zimnej profesjonalistki jak i straumatyzowanej kobiety. Dylan McDermott (Larsen), śmiało dotrzymuje jej kroku. Z przekonaniem oddaje dwoistość natury swojej postaci. Niby stróż prawa, niby osoba godna zaufania a jednak jest w Larsenie coś niepokojącego. Jak sam to określa jest „broken and can’t be fixed”. Ponadto podczas seansów Paczara świetnie się bawi natrafiając na postaci drugoplanowe a znane mi wcześniej z innych produkcji, jak na przykład AnnaLynne McCord (90210), czy Heather Matarazzo (Pamiętnik Księżniczki). Od teraz Paczara będzie również pilnie śledzić karierę Erika Stocklina. Widziałam go do tej pory w dwóch serialach i w obu grał bardzo psychiczne postacie. To tak dobrze wróży na przyszłość! (hmm może jakiś skrzywdzony czarny charakter u Marvela? :D )

Jeśli zajmujesz się chwytaniem stalkerów musisz uważać, by któryś nie złapał ciebie. Wątek Erica jest zdecydowanie najlepiej skonstruowany w tej produkcji.

I'll be watching you

Może przejdźmy do meritum, a mianowicie czemu Paczara ogląda Stalkera i nie ma zamiaru przestać. Po pierwsze, miło czasem obejrzeć coś, co nie wymaga od ciebie głębszego zrozumienia i zawsze ma happy end. Po drugie, niektóre wątki mnie przy sobie trzymają i nie puszczą. Po trzecie i najważniejsze – TA MUZYKA! Ścieżka dźwiękowa serialu zawiera w sobie najlepsze covery jakie Paczara w życiu słyszała. Żaden z oryginałów tych piosenek po usłyszeniu wersji serialowej i obejrzeniu Stalkera,  już nigdy nie zabrzmi dla mnie tak samo. Ta muzyka idealnie oddaje charakter produkcji. Ba! to ona buduje cały serial! Jest tak bosko niepokojąca i niesamowicie uzależniająca. Paczara czuje się jak stalker muzyki z serialu (o ile można kimś takim być). Sami sprawdźcie





Etykiety: ,