Paczara ostatnio wpadła jak śliwka w kompot. Otóż zaczęłam
paczyć bardziej intensywnie niż zwykle. Nic dziwnego - tyle nowości tej
jesieni. Ciągle jednak było mi mało. Czegoś mi brakowało. Brakującego puzzla do
perfekcyjnej serialowej układanki. Umykający mi element znalazłam, o dziwo, w
ogólnodostępnej telewizji (o dziwo, bo Paczara zwykle telewizji nie ogląda).
 |
To zdanie idealnie oddaje charakter serialu. |
Z chwilą, gdy dowiedziałam się, że TV PULS zamierza
wyemitować
Hannibala, wiedziałam już, że nie mam wyjścia. Oto nadeszła ta
chwila. Wcześniej mogłam się jeszcze opierać (och opierałam się i to jeszcze
jak), ale teraz wymówki się skończyły. Paczara przekonana, że nie może być
gorsza od zasiadającego w niedzielny wieczór przed telewizorem Kowalskiego,
postanowiła mu przed tym telewizorem towarzyszyć.
Dlaczego tak długo zwlekałam, gdy wszyscy
wokół mnie zachwycali się serialem od NBC?
Powodów, by oglądać było wiele.* Za
odwlekaniem seansu przemawiał tylko jeden ale za to bardzo zdecydowanie.
Widzicie Paczara nie lubi się bać, w związku z czym unikam wszelkich horrorów i
innych produkcji, co do których mam powody, by przypuszczać, że będę musiała
oglądać je przez palce. Na szczęście pierwsze kilka odcinków obejrzałam w domu,
przy świetle i z bratem. Dalej musiałam sobie radzić sama. A było z czym!
"This is my design".
Zacznijmy może od krótkiego wprowadzenia. Serial opowiada o
dwóch nietuzinkowych osobowościach. Oto Will Graham, wykładowca kryminalistyki
o niespotykanej zdolności „wczuwania się” w tok myślenia seryjnych morderców,
zostaje zaproszony przez agenta Jacka Crawforda z FBI do współpracy przy
wykrywaniu sprawców najbardziej bestialskich mordów. Wszystko czego Will doświadcza
podczas pracy zostawia ślady na jego kruchej psychice. Jack prosi więc o pomoc
szanowanego psychiatrę Hannibala Lectera. Ma on pomóc Willowi w uporaniu się z
traumą. Wydaje się jednak, ze doktor Lecter ma całkiem inne plany.
Niemal każdy odcinek stawia przed FBI nowe morderstwo i nową
zagadkę do rozwiązania. Wszystkie zgrabnie łączy jednak motyw kanibala, którego
Will zabija w pierwszym odcinku, jego córki oraz tajemniczego Rozpruwacza z
Chesapeake. Umiejętności Grahama są niezwykle pomocne przy rozwiązywaniu
kolejnych spraw. Jednocześnie jednak stają się jego przekleństwem, gdy zaczyna
mieć koszmary i przywidzenia. A uwierzcie, do przyjemnych jego rojenia nie
należą.
Czyste popapranie.
Paczara obawiała się, że będzie odczuwać strach podczas seansów
Hannibala. Do pewnego stopnia tak było ale nie to okazało się najtrudniejsze. Paczara
wiele scen oglądała przez palce nie z powodu leku, lecz obrzydzenia. To jedyny
serial, przy którym nie jestem w stanie jeść! Będąc jeszcze w połowie
pierwszego sezonu napisałam na swojej stronie na facebooku, że Hannibal zdobywa
Nagrodę dla Najbardziej Popapranego Serialu jaki Paczara widziała. Nadal
podtrzymuję tą opinię. Ta produkcja to seria najbardziej brutalnych i
bestialskich, najbardziej obrzydliwych i niegodziwych morderstw jakie miałam
nieszczęście oglądać. Hannibal zawiera w sobie okropności, które nigdy nie
przyszłyby na myśl zwykłemu człowiekowi. Paczara spędziła wiele czasu
rozmyślając nad tym co siedzi w głowie scenarzystów tego serialu i doszłam do
wniosku, że jednak wolę nie wiedzieć.
 |
To ja. Za każdym razem, gdy oglądam Hannibala. |
Mam skłonności do zbytniego analizowania i skupiania się na
różnych, dla innych może nie tak istotnych, elementach. Oglądając Hannibalamoje wszystkie myśli sfiksowane były w sumie na jednym pytaniu. Z każdym nowym
odcinkiem, z każdą nową zbrodnią zastanawiałam się, czy ofiara najpierw zginęła,
po to, by później zostać upamiętniona (seryjni zabójcy w tym serialu uwielbiają
„upamiętniać” ofiary), czy jednak czuła wszystko, co oprawca jej robił.
Przerażające pytanie prawda? Jeszcze bardziej przeraża, gdy ogląda się „dzieła”
tych „artystów”. Ale ciii… Paczara nic nie spoileruje, nie podaję przykładów.
Lepiej Wam się śpi, gdy ich nie znacie. Jeśli zdecydujecie się obejrzeć (na
własną odpowiedzialność) będziecie wiedzieć, o czym mówię.
Urok, skupienie, bezwzględność…
…czyli trzy cechy psychopaty. Ujmę to tak. Hannibal Lecter
jest najbardziej przerażającym czarnych charakterem z jakim Paczara się
ekranowo spotkała. Jest piekielnie inteligentnym manipulantem i bezwzględnym
okrutnikiem. Wystarczy wspomnieć, że zbrodnie z cyklu „kiedy ofiara jeszcze
żyła” są zwykle jego dziełem. Na wszystkim, co robi jest całkowicie skupiony i
dąży do perfekcji. Poraża uprzejmym, nieco staroświeckim urokiem, pod którym
wyczuwa się jednak wbijające się w Twoje serce igły grozy. Nie to jednak jest najgorsze.
Paczara ma pewną brzydką przywarę, która zmusza ją do
rozumienia. Muszę rozumieć. W sumie to nic nowego, ludzie od dawna bali się
tego czego nie rozumieli. Do rzeczy jednak. O ile pokrętne rozumowanie i motywy
innych czarnych charakterów z innych produkcji Paczara jest w stanie mniej lub
bardziej zrozumieć (niektóre są wręcz perfekcyjnie logiczne – złe, ale
logiczne) to dążeń Hannibala Lectera chyba nigdy nie będę w stanie pojąć.
On
się bawi, a zadawanie ludziom bólu i chore eksponowanie ich ciał wydaje się
dostarczać mu wielkiej, choć skrywanej, satysfakcji. Nie, nie zabija bo jest
kanibalem, nie zabija by jeść. Jedzenie jest jakby dodatkiem, miłym trofeum,
bonusem. Przy czym, mam świadomość, że nie miałabym najmniejszych szans na to,
by ze starcia z nim wyjść cało. A przyznacie, taka perspektywa jest trochę
niepokojąca. Ponadto wszyscy wiemy, ze nie ma Lorda Voldemorta czy Dartha
Vadera, ale takiej pewności, przy zaprzeczaniu istnienia kogoś pokroju
Hannibala już mieć nie możemy. Widzicie? Paczara fiksuje. Dlatego nie oglądam
horrorów.
 |
Paczara postanowiła, że nigdy nie tknie mięsa na żadnym przyjęciu.
Nigdy. Chyba ogólnie przejdę na wegetarianizm. |
Nienawiść i miłość.
Bądźmy szczerzy. Paczara nie cierpi Hannibala niemal tak,
jak nie cierpiała Joffreya z Gry o Tron, chociaż trzeba przyznać, że jest
między nimi gigantyczna przepaść. Nawet nie macie pojęcia jak kibicuję każdemu,
kto dąży do pokonania, w jakikolwiek sposób, doctora Lectera. Jeśłi
widzieliście serial wyobrażacie sobie zatem jak jestem zła na finał drugiego
sezonu? Poza tym, był tak do bólu przewidywalny, że miałam ochotę czymś rzucić!
Wiedziałam, że to się tak skończy, choć zdaje sobie sprawę, że twórcy mogli
myśleć, że w ten sposób widzów zaskoczą. Bo zakończenie odbiegało od typowych
zakończeń innych seriali. Dla tej produkcji było jednak niemal oczywiste. A chyba
mało kto lubi oczywiste zakończenia.
Paczara jest jednak wdzięczna twórcom, za to, że nie wykreowali
kolejnego potwora, którego da się lubić. Serialowy Hannibal jest autentyczny i
przerażający. Oczywiście ogromna w tym zasługa Madsa Mikkelsena, który wciela
się w tą postać tak idealnie, że niemal stapia się z jego obrazem. Jest on
wprost stworzony do tej roli (i mówię to z pełną świadomością faktu, iż o
możliwość jej zagrania ubiegał się David Tennant).
Biedny Will Graham.
Biedny Will jest biedny. Jest biedny przez niemal cały
pierwszy sezon i to jest potwornie męczące. Długo nie mogłam się przekonać do
tej postaci (do postaci, bo Hugh Dancy jest genialny). Pierwszy sezon stawiał
Willa w pozycji bezbronnej ofiary, niestabilnego psychicznie chłopca, na
którego trzeba chuchać i dmuchać i pilnować, by tylko nie zrobił sobie krzywdy.
Prowadziło to do braku równowagi w serialu, a raczej do ostrej jazdy bez
trzymanki w wózku kierowanym przez Hannibala Lectera.
 |
Nie jest łatwo pogodzić się z tym, że koszmary stają się rzeczywistością. |
Dopiero drugi sezon
przyniósł zbawienną odmianę. Dostaliśmy starcie dwóch wielkich umysłów a napięcie
towarzyszące oczekiwaniu na to, aż jeden wreszcie przechytrzy drugiego sięgało
zenitu. O ile pierwszy sezon musiałam sobie dawkować, o tyle drugi pochłonęłam
niemal w dwa dni. Miały na to duży wpływ oczywiście niektóre wątki i drastyczna
sceneria , na którą musiałam się jakoś uodpornić (chociaż tak do końca to mi
się nie udało), ale chyba też relacje między głównymi bohaterami. Pierwszemu
sezonowi towarzyszyło, co prawda, niecierpliwe oczekiwanie, by Will odkrył
prawdziwą twarz Hannibala, jednak dopiero drugi przyniósł znacznie ciekawszy
obraz ich znajomości.
Toż to istna poezja!
Nie mogę nie wspomnieć o jednej z najbardziej
charakterystycznych cech serialu. WYSMAKOWANIU. Mimo, że znajdziemy w nim wiele
scen odstręczających i obrzydliwych, twórcy zadbali o równowagę, wprowadzając
pewne wyrafinowanie i dobry smak. Obserwowanie doctora Lectera przy gotowaniu
byłoby czystą przyjemnością, gdyby nie miało się świadomości, co ląduje na
talerzu. Hannibal jest dżentelmenem, perfekcjonistą, wyrafinowanym artystą, a
przynajmniej za takiego pragnie uchodzić. Wiele zbrodni próbuje się w serialu
przedstawić jako kreację artystyczną, niestandardowe dzieło sztuki. Twórcy
udowadniają, że można z wzniosłością i polotem opowiadać straszne historie. Niemal uczyniono z nich poemat. Budzący
nieprzenikniony niepokój i grozę, ale bardzo piękny.
 |
Wysmakowany - kolejne określenie do kolekcji. |
Hannibala ogląda się z mieszaniną obrzydzenia i
zafascynowania, grozy i zatracenia, przerażenia i irytacji. Powiedziałabym, że
to nie jest serial dla widzów o słabych nerwach ale co ciekawe osoby, które
uważałam za bardzo wrażliwe zdają się go uwielbiać. Przekonajcie się sami,
jeśli po wszystkim co przeczytaliście czujecie się gotowi.
* Muszę zdradzić, że duży wpływ na moją decyzję o oglądaniu Hannibala miała obiecana rola dla Tennanta. Krążą
plotki, że ma zagrać czarny charakter w trzecim sezonie.
* I fandom Hannibala taki pozytywny!
Taki oderwany od przedmiotu swego fanienia!
P.S. Mam nadzieję, że wyraz "popaprany" nikogo z Was nie obraża (a w każdym razie nie to miał na celu). Długo zastanawiałam się jakim słowem mogłabym określić to jak odbieram ten serial i nie znalazłam lepszego.
P.S 2 Szczególne podziękowania należą się Lofney z bloga
Czytam-i-oglądam, za hannibalowe rozmowy, fanvidy i przede wszystkim, inspirację do pisania (wreszcie!).
Etykiety: serial, USA