Nie każdy pamiętniki pisać może, czyli Paczara o 'The Vampire Diaries'.

Doszłam do wniosku, że pora powylewać żale. Pisanie o dobrych seriach jest oczywiście znacznie przyjemniejsze ale czasem trzeba przejść na ciemną stronę mocy. Dziś będzie o serialu, który stał się moim przekleństwem. Nie jestem do końca pewna, czy mogę go nazwać swoim guilty pleasure, bo czuję się winna ale przyjemność z oglądania jest średnia. Jednak i tak nie mogę się uwolnić!

Tak, tak ten serial mi obiecywał!

Przeglądając swoje stare wpisy na facebooku (na prywatnej stronie niestety, albo na szczęście) uświadomiłam sobie pewną smutną prawdę.
Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze byłam młoda i naiwna szalałam za serialem, którego teraz nie  mogę znieść. Chwilami nie cierpię go straszliwie a mimo to nadal katuję nim swoje paczadełka. Można powiedzieć, że jesteśmy jak takie frenemies. Raz się kochamy, raz się nienawidzimy. Lub raczej jak stare małżeństwo, w którym uczucie ledwie się tli lub może całkiem się wypaliło. Żadne z nas jednak nie może odejść. Twórcy nie chcą serialu zakończyć, a ja nie mogę go tak po prostu porzucić. Paczara tkwi w chorym związku. I pomyśleć, że na początku było tak pięknie!

Paczara dała się uwieść.

The Vampire Diaries (Pamiętniki Wampirów) wystartowały w idealnym momencie. Temat wampiryzmu brylował na salonach, opanowywał umysły i podkręcał emocje. Paczara natrafiła na serial przypadkiem i już po trzech odcinkach wpadłam na maksa (od tego serialu zaczęłam stosować regułę trzech odcinków, bojąc się, by przypadkiem nie ominęła mnie inna tak niesamowita produkcja). Przez pierwsze dwa sezony siedziałam jak zahipnotyzowana  przed ekranem. Jednak im dalej w las tym więcej drzew. To co twórcy zrobili z fabułą tej produkcji jest wprost nieprawdopodobnie przerażające. Najpierw może jednak kilka słów wprowadzenia.

Serial bazuje na trójkącie Stefan-Elena-Damon.

Pamiętniki Wampirów to serial The CW, amerykańskiej stacji specjalizującej się w młodzieżowych produkcjach. Powstał w oparciu (w baaardzo luźnym oparciu) o serię książek amerykańskiej pisarki L.J. Smith. Serial opowiada o, jak by się wydawało zwykłej, dziewczynie - Elenie Gilbert, która nagle staje się obsesyjnym obiektem zainteresowania ze strony dwóch braci. Damona i Stefana Salvatore do śmiertelników nie sposób jednak zaliczyć. Niebawem okazuje się, że Mystic Falls, miasteczko w którym toczy się akcja serialu, było kiedyś prawdziwym siedliskiem wampirów. Rodziny założycielskie zawiązały koalicję i  postanowiły wytępić krwiopijców. Prawda o bestialskich wydarzeniach, które miały miejsce przed laty jest skrzętnie ukrywana przed całą społecznością. Mystic Falls jest strefa wolną od wampirów. Do czasu…

Nie ukrywajmy. Mimo braków fabularnych serial miał kilka estetycznych plusów.

Pamiętniki Wampirów zapowiadały się tak dobrze, jak tylko może zapowiadać się serial. Miały w sobie wszystko, by przyciągnąć widzów przed ekrany. Tajemnicę sprzed lat, mroczne wampiry (naprawdę zabijają i nie lśnią w słońcu), wątek romansu i wiecznej miłości i w miarę dobrą obsadę. Tymczasem, coś poszło tragicznie nie tak. Pamiętniki Wampirów mogłyby posłużyć jako modelowy przykład popsucia serialu. Nikt nigdy nie zrobił serialowi takiej krzywdy jak scenarzyści TVD. Z Julie Plec na czele. Oglądałam wszystkie seriale, do których napisała scenariusz i z wszystkimi stanowczo jest coś nie tak po pierwszym, ewentualnie drugim sezonie. Historia się powtarza. Na początku zachwyt, potem szok, niedowierzanie i bolesny upadek. Scenarzystce bardzo szybko kończą się dobre pomysł i wtedy przychodzi niestety pora na te absurdalne. Dlatego boję się o przyszłość The Originals, spin-offu TVD, który na razie nieźle sobie radzi, ale zakończył dopiero pierwszy sezon.

Serial zaczął pokazywać dużo złych rzeczy. 
Paczara ostrzegała by scenarzyści przestali!

Pamiętam swój zachwyt kiedy dotarło do mnie, że fabuła serialu nie będzie miała nic wspólnego z grafomańską serią L.J.Smith (serio, tej pani powinni zakazać publikowania czegokolwiek, gdyż lektura sprawia ból i kończy się łkaniem z przedawkowania głupoty). Tym bardziej, że serial szedł w bardzo dobrym kierunku i myślałam, że nigdy nie zobaczę tam pomysłów pokroju autorki książek. Rozczarowanie przyszło już z trzecim sezonem, choć ten jeszcze uratowała tzw. rodzina Pierwotnych (ich historię opowiada wspomniany spin-off). Bardzo polubiłam te postacie. Niestety dla TVD dostali szybko własny serial, pozostawiając po sobie niemożliwą do zapełnienia pustkę. Sezon czwarty i piąty pobiły chyba rekord najgłupszych rozwiązań fabularnych i najbardziej absurdalnych pomysłów. Wątki pojawiały się znikąd, były naciągane do granic możliwości i kończone w sposób, który kazał się zastanawiać nad pierwotną przyczyną umieszczenia ich w fabule serialu (Sylas? Really?). Istne pomieszanie z poplątaniem! Nikt nie miał jasno określonej roli. Mało kto w tym serialu jest tylko człowiekiem, tylko wampirem lub tylko czarownicą. 

Paczara swego czasu kochała ten serial. 
I nie mogła od niego uciec.

Produkcja od początku bazowała na niepewności z kim w końcu będzie główna bohaterka. Internet dzielił się na dwa zażarcie zwalczające się obozy Deleny i Steleny. I mimo, że nie mogłam sobie wyobrazić jakim cudem Elena wybrałabym tego brata, którego nie kochała, to wyobraźcie sobie oczywiście, że twórcy znaleźli rozwiązanie zadowalające tą większa część fandomu. Bo MYŚLAŁA, że kocha tego pierwszego z powodu starożytnej klątwy obejmującej ich wszystkie wcielenia, a tak naprawdę to okazało się, że cały czas żywiła uczucia do tego drugiego! (Płacz, rwanie włosów, łkanie nad głupotą scenariusza jak najbardziej dopuszczalne, a nawet wskazane.)

Paczara nie dopuszczała do siebie niektórych bzdurności. A kiedy już dopuszczała to był to dramat.

Grająca Elenę Nina Dobrev, jest nieznośnie irytująca w swojej roli. Nie mogę już patrzeć na tą postać. Elenę zawsze trzeba ratować i zawsze musi być w centrum uwagi. W zasadzie scenarzyści postanowili chyba oprzeć na jej postaci cały wszechświat i dopisują coraz to bardziej pokręcone wątki. Może w następnym sezonie dowiemy się, że ludzi stworzyli kosmici wyglądający jak Elena Gilbert. Mam wrażenie, że Paul Wesley jest jednym z nielicznych, którzy próbują jakaś rozwinąć  i poprawić swoją grę. Wraz z biegiem czasu czuło się do niego coraz większą sympatię. Jednak ostatnie wątki są tak bzdurne, że i on poległ. I wreszcie serialowy Damon - Ian Somerhalder. Co mnie boli najbardziej to fakt, że jako jedyny z tej trójki umie grać, a niestety stoi w miejscu. Ten serial jest mu kulą u nogi i betonem, w którym upaprał buty. Ostatni sezon pozwolił mi mieć nadzieję, że aktor rozstał się z Pamiętnikami Wampirów na dobre. Z ostatnich doniesień wynika, że niestety nie.

Paczara bardzo żałowała, że nie może wskoczyć do głów scenarzystów
 i wybić im z nich tych głupich pomysłów.
Najgorszy serial to ten, który nie chce się skończyć!
Paczarze pozostanie pewien sentyment mimo wszystko, nie oszukujmy się.

Żaden inny serial tak mnie nie zawiódł. Żaden. Dlaczego Paczara więc go oglądała? Pierwsze dwa sezony były cudowne, w trzecim i częściowo czwartym, byli Pierwotni, a potem to już naprawdę nie wiem. Gdzieś tak w połowie trzeciego sezonu na dobre straciłam zainteresowanie głównym wątkiem trójkąta Elena-Stefan-Damon i skupiłam się na innych postaciach, które wypadają o wiele ciekawiej i na pewno są w jakiś sposób „bardziej prawdziwe”.  Dalej już chyba jednak nie pociągnę. Jeszcze nie wiem co zrobię ale moja relacja z szóstym sezonem stoi pod mocnym znakiem zapytania. Bo ile razy można zaliczać facepalm podczas jednego seansu?!

Paczara kochała ten serial. Możecie się śmiać...

Ale dłużej już nie wytrzymam i jak tak dalej pójdzie
 to puszczę nasz związek z dymem!








Etykiety: , ,