'Mama, I just killed a man…', czyli Paczara odkrywa więzienną rzeczywistość.

Z tą rzeczywistością to może nie do końca prawda. Jeśli znacie trochę mojego bloga z pewnością domyślacie się, że najprawdopodobniej chodzi o nowy serial. I macie rację! Paczara właśnie zakończyła maraton Orange is the New Black i zamierza się z wami podzielić wrażeniami.

O tej produkcji słyszałam już od dawna. I to same pozytywne opnie. Niestety inne śledzone prze mnie na bieżąco seriale nieustannie przesuwały chwilę spotkania z więźniarkami z Litchfield. W końcu jednak nadszedł czas posuchy, gdy sezony starych paczadełek dobiegają końca a na nowe trzeba poczekać jeszcze z dwa tygodnie. Idealny moment na rozpoczęcie nowej przygody. Tyle wolnego czasu! Korzystając z tej wolności Paczara wybrała się do więzienia.

Paczara zaprasza do lektury :)

Orange is the New Black powstał na podstawie głośnej książki Piper Kerman, w której opisuje ona swój pobyt w więzieniu federalnym w Danbury w stanie Connecticut. W Stanach Zjednoczonych pozycja wywołała burzliwą debatę na temat zakładów karnych dla kobiet.  Za produkcję serialu odpowiada Netflix.
Orange is the New Black opowiada historię Piper Chapman, która postanawia dobrowolnie poddać się karze za przemyt narkotyków, którym trudniła się blisko dekadę temu. Nie dość ze zabrakło jej dwóch lat do przedawnienia tego przestępstwa, to w dodatku okazuje się, że wsypała ją jej była dziewczyna-dilerka Alex Vause. Piper musi wiec pożegnać się z wygodnym ekologicznym życiem, pięknym mieszkaniem i kochającym narzeczonym Larrym i stawić się w placówce więziennej celem odbycia kary. Kiedy przekracza mury zakładu jej życie zmienia się o 180 stopni.

Put a gun against his head...

Piper musi dostosować się do panujących tu zwyczajów i więziennej etykiety. Jako nowicjuszka popełnia wiele gaf, czym boleśnie utrudnia sobie pobyt w placówce. Przykładowo narzekając na jedzenie przy więźniarce Red, zafundowała sobie ponad tygodniową głodówkę. Red bowiem jest szefową więziennego bufetu i wydaje się być bardzo wrażliwa na opinie dotyczące jej sztuki kulinarnej. To także osoba o najwyższej pozycji wśród pozostałych osadzonych, co widzimy gdy żadna z więźniarek nie ośmiela się złamać zakazu Red i dać Piper jedzenia. Na domiar złego okazuje się, że dawna znajoma a właściwie kochanka głównej bohaterki Alex, także przebywa w tym samym zakładzie. Zwiastunem kłopotów są także Crazy Eyes, która twierdzi, ze Piper jest jej więzienną żoną oraz nawiedzona wyznawczyni Jezusa - Pennsatucky.

System więzienny zdecydowanie opiera się na transakcjach barterowych.

Ogólnie rzecz ujmując pejzaż więziennych gwiazd jest bardzo rozległy. Każda z tych kobiet ma własną mroczną historię. Każda zrobiła kiedyś coś złego. Większość jednak zachowuje się zadziwiająco normalnie. Nie widzimy tu zatwardziałych przestępczyń. Więzienie, do którego trafia bohaterka bardziej przypomina zbiór zagubionych, walczących o przetrwanie kobiet. Oczywiście zawsze znajdą się „te naprawdę złe”. Każda opowieść musi mieć bowiem swój czarny charakter.

Pulled my trigger now he's dead.

Czasami bywa też wesoło.
Piper stwierdza, że więzienie bardzo przypomina jej liceum. Mamy tu kliki i układy. Mamy intrygi i żarty ze strażników. Mamy gorące romanse i bolesne rozstania (głównie lesbijskie ale w końcu to więzienie dla kobiet). Mamy wreszcie przyjaźń i tworzenie się trwałych niemalże rodzinnych więzi, w których to kobiety troszczą się o siebie nawzajem i pomagają sobie przetrwać. Mimo całego wyrachowania i pozornej wrogości tego środowiska, w końcu niemal wszystkie umieją się dogadać (w skrajnych przypadkach ręcznie ale nic tak nie oczyszcza atmosfery jak porządne mordobicie ;) ).

Ain't no friendship like a prison friendship.

Bardzo podoba mi się fakt, że tak naprawdę stopniowo poznajemy historię osadzonych. Początkowo tak naprawdę nic o nich nie wiemy, a mimo wszystko poprzez fakt ich przebywania w więzieniu i zachowanie w tych warunkach wyrabiamy sobie jakieś opinie. Twórcy potrafią jednak zaskoczyć widza całkowicie innym obrazem postaci wyłaniającym się z jej wspomnień. Wiele z tych historii mnie bardzo zaskoczyło i tym samym z jeszcze większą ochotą zaczęłam poznawać kolejne. Dawno nie spotkałam tak świetnie zarysowanych sylwetek serialowych postaci.

Więzienie jest także pełne niesamowitych absurdów. Ja uwielbiam historię z kurczakiem!
But, spoilers sweeties!

Mama, life had just begun...

Najbardziej uderzająca jest jednak metamorfoza jaką przechodzi Piper. Poprzez dwa sezony zmienia się jej system wartości. Dostosowuje się do więziennych reguł. Zdobywa pozycję a z czasem sama wśród niektórych zaczyna budzić postrach. Jest nastawiona na przetrwanie. Więzienne życie zrobiło z niej tak zwaną twardą sztukę. Jej idealistyczny świat odszedł na dobre zastępując miejsca brutalnej rzeczywistości.

Zaczynaliśmy tak...
A kończymy tak.

Serial zaciekawia od pierwszych minut. Z prawdziwym zainteresowaniem obserwuje się kolejne zwarcia pomiędzy więźniarkami, ich relacje z pozostającymi na wolności bliskimi i strażnikami więzienia. A Ci ostatni potrafią być zarówno porządni a nawet słodcy jak i seksistowscy i obrzydliwi. Jak w życiu. Świetnie, z prawdziwym polotem i humorem, napisane są dialogi. Niezwykle trafnie ujmują nie tylko więzienną rzeczywistość ale i idealnie można odnieść je do życia poza murem. Bardzo dobrym chwytem jest zrezygnowanie przez część więźniarek z makijażu. W niektórych przypadkach dostajemy nawet wyeksponowanie brzydkich części ciała. Ponadto specjaliści od castingu postawili wreszcie na aktorki bardziej charakterystyczne a nie piękne laleczki Barbie. Jest to zdecydowany postęp wśród amerykańskich produkcji.

Podoba mi się lekkość i bezpośredniość z jaką serial podchodzi do kwestii rasowych.
Nikt się z nikim "nie cacka". Od razu wykłada się kawę na ławę.
A przy tym raczej to nikogo nie razi (lub przynajmniej ja tak to odbieram).

Podobają mi się decyzje castingowe. Taylor Schilling jest dokładnie taka jaka Piper powinna być. Bestia zaklęta w wyglądzie niewiniątka. Z kolei Laura Prepon grająca Alex Vause to chyba najtrafniejszy wybór speców od castingu. Ta postać wprost magnetyzuje. Alex Vause. Jak można opisać Alex Vause? Jest to jedna z tych dwóch serialowych postaci, dla których Paczara mogłaby na chwilę zmienić orientację seksualną (o tej drugiej może kiedyś też wspomnę, na razie możecie przyjmować zakłady). To chyba głównie przez ten głos. Kocham niskie głębokie głosy. Widząc Alex od razu rozumiemy co w niej widziała Piper i dlaczego dawała jej się zwodzić. Rzadko się zdarza, aby aktorka aż tak idealnie pasowała do roli.



Świetny występ funduje nam także Tatyn Manning w roli Tiffany Dogget – Pensatucky. Te wygłaszane w uniesieniu religijne monologi naprawdę robią wrażenie. To sztuka wygłaszać takie bzdury z taką pasją! Niesamowita jest też Kate Mulgrew w roli Rosjanki Red. Ta postać jest takim obrazem surowej ale i kochającej matki. Kate jest bardzo charakterystyczna i przekonująca w swojej roli. Nie wyobrażam już jej sobie bez rosyjskiego akcentu. Dobrze sprawdzają się też Natasha Lyonne grająca byłą narkomankę, naczelną lesbijkę i ciocię dobrą radę  - Nicky Nichols – oraz Yael Stone w roli zabójczo zakochanej w swoim narzeczonym oszustki Lorny Morello. O ile w więziennych murach wszyscy są wprost genialni w swoich rolach, o tyle w normalnym świecie sytuacja wygląda już nieco gorzej. Obsadzenie Jason Biggsa w roli Larry’ego to moim zdaniem koszmarny wybór. Ta postać jest tak strasznie bezbarwna, że aż wpędza tym widza w irytację. Podobnie zresztą Maria Dizza, jak grająca najlepszą przyjaciółkę Piper - Polly.

Jestem pod naprawdę dużym wrażeniem roli Tatyn Manning.
Pensatucky to jedna z najlepiej wykreowanych postaci.


But now I've gone and thrown it all away.

Mogłabym napisać jeszcze wiele pochwalnych peanów pod adresem tego serialu ale trzeba wiedzieć kiedy przestać (tzn. wtedy gdy notka powoli zaczyna osiągać monstrualne rozmiary w Wordzie). Niektórzy zarzucają serialowi zbytnią cukierkowatość i nieprzystawanie do realiów więziennych. Może jest w tym część prawdy ale warunki w jakich żyją te serialowe więźniarki i tak przerażają. Trudno wyobrazić sobie, że mogłoby być jeszcze gorzej. Poza tym, to nie jest zakład o zaostrzonym rygorze. Trafiają tu kobiety, które dopuściły się „drobniejszych” przestępstw, więc nie oczekiwałabym jakiegoś piekła na ziemi. Poza tym serial jest komedio-dramatem więc te humorystyczne wątki też muszą się pojawiać. I dobrze, bo dzięki temu Orange is the New Black ma swój niepowtarzalny urok. Śmiało mogę go zaliczyć do najlepszych seriali ostatnich lat.



P.S. Serial ma nawet swoją kocią parodię! Jak można nie oglądać czegoś co ma kocią parodię? :D 

Etykiety: ,