Matki, żony i kochanki, czyli Paczara zabłądziła w Internetach.

Dziś będzie o czymś całkowicie innym niż dotychczas. Zaczęłam paczyć na pewien serial, na który normalnie bym nie paczyła. Znacie ten stan, gdy sięgacie po coś tylko dlatego, ponieważ gra tam znany/a wam aktor/ka? Ja mam tak dość często i czasem sprowadza mnie to na bardzo dziwne serialowe tory. W ten sposób zaczynam zwykle oglądać coś bardzo nietypowego dla mojego paczarowego gustu i o dziwo zwykle szybko się wkręcam. Tak było i tym razem.

Paczara wchodzi na niepewny grunt.


Przyznaję się do swojego kolejnego "guilty pleasure". Zaczęłam oglądać Mistresses (polski tytuł Kochanki ale pozwolicie, że w dalszej części wpisu zachowam oryginalne brzmienie). Co sprowadziło mnie na trop tego serialu? Po pierwsze sesja (co sesja robi z Paczarą pisałam już tu <klik> ). Po drugie o serialu usłyszałam już rok temu gdy dowiedziałam się, że ma w nim grać Alyssa Milano. Dla wielu z Was może to być nic nie znaczące nazwisko ale fani Charmed właśnie zacierają ręce z radości. Tak dla ścisłości – Charmed był Paczary ulubionym serialem jednak za postacią graną przez Alyssę nigdy nie przepadałam. Z drugiej strony sentyment na całe życie pozostał i pomyślałam, że chętnie sięgnę w takim razie po Mistresses, bo czemu nie? Z powodu aktorek znanych mi z Charmed sięgałam też m.in. po Beverly Hills 90210, samo 90210 a nawet po Pretty Little Liars (to był niewypał). Z tego powodu zasiadłam przed ekranem już rok temu. Wtedy jednak między nami nie zaiskrzyło, a idea dalszej relacji umarła śmiercią naturalną. Co się stało, że postanowiłam dać serialowi druga szansę? Znowu, po pierwsze sesja. Po drugie, nadal sentyment. Po trzecie zaś nadrabianie filmografii dr. Bena Warrena  z Chirurgów (Jason George). Zdałam sobie sprawę, że widziałam go już w wielu produkcjach więc w myśl zasady „złap je wszystkie”, muszę zgarnąć kolejną do kolekcji.

Bohaterki nowego paczadełka.

I bardzo się cieszę że dałam serialowi druga szansę. Mistresses to swoista perełka. Wszystko opiera się co prawda na dość oklepanych schematach ale za to bardzo przyjemnie się całość ogląda. Dosłownie całość, bo Paczara połknęła cały sezon w dwa dni. A Wy byście nie połknęli kiedy każdy kolejny odcinek kończy się takim cliffhangerem, że Wam szczęka opada? W zasadzie to jest największy plus serialu. Paczara dawno nie paczyła na klasyczne produkcje lubujące się w cliffhangerach i dopiero przy Mistresses zdałam sobie sprawę jak bardzo mi tego brakowało.

Serial przedstawia historię czterech przyjaciółek. Wszystkie są raczej przed czterdziestką niż po trzydziestce. Jako, że paczymy na amerykańską telewizję ( za produkcję odpowiada stacja ABC ) to oczywiście żadna na swój wiek nie wygląda, a wszystkie są piękne i wiecznie młode. Na pierwszy plan wysuwa się grana przez Milano Savannah Savi Davis wzięta pani adwokat, po godzinach uparcie starająca się o dziecko wraz ze swoim mężem Harrym (Bret Tucker). Związek z piętnastoletnim stażem zaczyna się jednak niebezpiecznie zbliżać do kresu, gdy Savi angażuje się w romans z kolega z pracy Dominikiem (Jason George).

Mamy więc klasyczny trójkąt.

Z kolei terapeutka, Karen Rhodes (znana z Zagubionych Yunjin Kim), zakochuje się w swoim chorym na raka pacjencie, któremu niestety nie jest dane długo spacerować po tym świecie. By ulżyć mu w cierpieniach Karen wypisuje receptę na śmiertelną dawkę morfiny. Cała sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej gdy po pogrzebie zmarłego kochanka jego syn Sam, zaczyna się niebezpiecznie zbliżać do byłej terapeutki ojca. April Mallone (Rochelle Aytes), właścicielka sklepu z dekoracjami do domu, samotnie wychowuje córkę. Wierzy, że jej mąż zginął 3 lata temu i ciągle go opłakuje. Sytuacja zmienia się gdy do jej drzwi puka jego kochanka wraz z ich wspólnym dzieckiem. Grupkę przyjaciółek dopełnia Jocelyn, agentka nieruchomości i młodsza siostra Savi.  To atrakcyjna i pewna siebie uwodzicielka, swobodnie przebierająca w mężczyznach. W każdym razie do czasu, gdy postanawia, że właściwe płeć przeciwna jej aż tak bardzo nie interesuje i decyduje się stworzyć związek ze swoją przyjaciółką lesbijką.  

Tak wiem wkraczamy na tereny Mody na sukces :D

Jak widzicie cała fabuła bardzo przypomina „Mode na sukces”. Tylko, na szczęście wszystko dzieje się o wiele szybciej, z większa doza humoru i dynamiki. Przyznam, że śledzenie wszystkich tych perypetii jest bardzo emocjonujące. A już wyłapywanie drobnych perełek przyprawia o malutkie popiskiwanie. Na przykład kiedy widzisz Jocelyn przebraną za Kobietę-Thora, lub gdy orientujesz się, że właśnie ma na sobie koszulkę ze Star Wars. Bardzo podoba mi się też jak jest poprowadzona relacja między czterema kobietami. To w gruncie rzeczy piękny obraz prawdziwej przyjaźni. Przy czym, wiadomo panie są ładne, panowie też - przyjemnie popaczeć.

Paczarze podoba się więź między przyjaciółkami.


I wszyscy są ładni.

Serial nie jest produkcją najwyższych lotów. Jest po prostu takim "guilty pleasure" a niemożność doczekania się rozwiązania kolejnej pogmatwanej sytuacji sprawia, że nie możesz oderwać się od ekranu. Przy czym, zwykle to rozwiązanie jest przewidywalne ale i tak musisz przecież dowiedzieć się, czy dobrze przewidziałeś ;) Biorąc pod uwagę typ serialu i grupę docelową Paczara ocenia cała produkcję pozytywnie. Oprócz finału. O ile, wszystkie odcinki mimo, że nieco naiwne są niesamowicie wciągające i dobrze skonstruowane to w finale twórcy hmm „pojechali po bandzie”. O ile, przez cały sezon starali się jak mogli nie wpadać w dokładne odwzorowanie innych tego typu seriali to finał jest istnym schematem i jedną wielką kalką. Jako, że nie mogę spoilerować końca sezonu powiem tylko, że sami się doskonale o tym przekonacie jeśli zdecydujecie się na małą przygodę z Mistresses. Paczara nawet poleca, na długie wieczory, lub nudne dni. Ot, takie przyjemne paczadełko.
 
Paczarze się podobało i basta!

P.S. ABC oczywiście ściągnęło pomysł z brytyjskiej produkcji nadawanej w latach 2008-2010 przez BBC One. Brytyjskiej wersji nie widziałam więc nie będę porównywać, ale na serio czy amerykanie muszą wszystko ściągać? Tak trochę się zdenerwowałam bo niedługo premiera Gracepoint, które wydaje się być kropka w kropkę (łącznie z dialogami i pożyczonym aktorem) zerżnięte z Broadchurch… a przy tym dużo gorsze. Czas pokaże J

P.S.2 Muszę przyznać że jak w wielu takich produkcjach duże brawa należą się stylistce. Garderoba każdej z bohaterek jest naprawdę przemyślana i oddaje charakter postaci. Przy czym wiele bym dała, by niektóre ubrania mieć w swojej szafie.  

Może nie koniecznie tą...
Ale to już całkiem całkiem ;)
P.S.3 Paczarze się nawet podoba motyw muzyczny

Etykiety: , ,