Dziś popaczycie na całkiem coś nowego - Paczara pichci, a
przynajmniej próbuje. Wpis ten miałam zaserwować w miłe sobotnie popołudnie,
ale życie znów postanowiło mnie zaskoczyć. Jakimś cudem dodałam tego dnia do
listy moich licznych osiągnięć spalenie ładowarki i akumulatorków od aparatu.
Spowodowało to konieczność robienia zdjęć telefonem, co z kolei skutkowało
koniecznością zakupienia czytnika kart microSD. Przezornie jak najszybciej
zamówiłam, więc owo urządzenie przez Internet, po to tylko by będąc później na
zakupach odkryć, że asortyment marketów jest bogatszy niż myślałam a czytnik
można nabyć już w cenie 6,99. Więc nie dość, że przepłaciłam to musiałam obejść
się smakiem i cierpliwie czekać na przesyłkę. Gdy wreszcie, miła pani listonosz
zapukała do mych drzwi okazało się, że czytnik niespodzianka - a jakże - nie
działa. Na szczęście zostałam poratowana przez ludzi dobrej woli i oto serialowo
- kuchenne wyczyny Paczary nadciągają.
Z okazji mini Who Party, czyli warszawskiego spotkania fanów
uniwersum Doctora Who postanowiłam sprawdzić się w nowej roli i wcielić jeden z
moich licznych pomysłów w życie. Jak mamy whoviańskie party, wypada pojawić się
z czymś iście whoviańskim (chociaż to gadżetowe danie idealnie wpasuje się też
w inne przyjęcia). W dodatku, jak człowiek jest beztalenciem kulinarnym szuka
jak najprostszych rozwiązań. No cóż, proste to one się wydają, dopóki nie
przychodzi do wykonania. Nie traćcie jednak jeszcze nadziei – po kilku próbach,
zmarnowaniu pół kilograma cukru i trzech wykałaczek, dałam radę! A oto efekty.
Moje Adiposy
 |
| Czyż nie słodki? |
Postanowiłam postawić na słodkie przekąski i zaserwowałam
piankowe Adiposy. Czym są owe słodkie stworzenia? Kosmicznymi dziećmi z jednego
z odcinków Doctora (04x01) powstającymi z hmm … z ludzkiego tłuszczu. Spokojnie u mnie
wersja light – białe pianki.
Co będzie nam potrzebne:
 |
| Składniki. (Dalej nadciągają niestety zdjęcia gorszej jakość ale byłam zmuszona robić je telefonem.) |
- cierpliwość
- dwie paczki białych pianek
- rozpuszczona czekolada lub lukrowe mazaki
- drewniane wykałaczki
- tacka lub talerzyk
- opcjonalnie opakowanie misów - żelek by wszystko ładniej wyglądało
Zacznijmy może od tego, że bardzo trudno jest znaleźć białe
pianki. Te duże udało mi się w końcu wymyszkować w Marcpolu. Małe musiałam
robić sama przez dzielenie tych większych. Przed rozpoczęciem tworzenia
znalazłam liczne porady. Jedna z nich mówiła, by przyklejać pianki na wodę z
cukrem. MIT. Albo nie działa, albo stanowczo źle oceniłam proporcje.
Już miałam się załamać (zegar tykał a ja byłam spóźniona)
jednak na szczęście okazało się, że podzielone duże pianki są w środku
naturalnie kleiste. Wystarczy, więc intensywnie je podziobać i pomemłać wykałaczką
od strony, którą przyklejamy. Potem tylko mocno przycisnąć i gotowe - mamy
pierwszą nogę (polecam zaczynać od nóg)! To samo robimy z pozostałymi trzema
kończynami.
 |
| Kroimy... |
 |
| I trochę rozciągamy Jego Kleistość. |
Skończonego Adiposa układamy ładnie na talerzyku i zabieramy
się za kolejne. Gdy, wszystkie już bezpiecznie leżą lepiej ich nie podnosić,
ani zbytnio nie poszturchiwać. Nie chcemy przecież, by coś poodpadało. Mi
ciągle wydawało się, że moje Adiposki cierpią na nieuleczalną chorobę w
związku, z czym odpadają im części ciała. Jednak, gdy dojechały całe i zdrowe
na miejsce zdążyły się w międzyczasie ładnie zespolić i żaden nie doznał
uszczerbku (do czasu aż wylądował w ustach, oczywiście).
 |
| Pierwsze sztuki. |
 |
| Rośniemy... |
 |
| Rośniemy! |
Na koniec malujemy oczy i uśmiechnięte buźki lukrowymi
mazakami (ja znalazłam tylko te Dr.Oetkera) lub rozpuszczamy czekoladę i
patyczkiem robimy czekoladowe twarzyczki. Można opcjonalnie posypać żelkami i
MNIAM!
 |
| Buziak. |
 |
| Wesoła gromadka. |
 |
| I trochę żelkowych misów, by nie było im smutno ;) |
P.S. Spotkanie było wspaniałe! Tak mi strasznie smutno było,
że musiałam wyjść wcześniej. Paczara zrozumiała, że tak naprawdę niewiele
jeszcze w życiu popaczyła! Trzeba się brać do roboty, bo przecież tyle jest
jeszcze świetnych seriali do popaczenia ;)
 |
| Bonusowo owocowy Mr. Dalek zrobiony jeszcze w tamtym roku na spotkanie przedświąteczne. |
Etykiety: brytyjskie, Doctor Who, kuchnia, z innej bajki