Śródsesyjne harce i swawole, czyli Paczara współlokatorem 'New Girl'.

Zwykle dwa do czterech razy w roku nadchodzi w życiu studenta ciężki i dziwny okres zwany sesją. Jest to stan bardzo przypominający wysoką gorączkę lub łagodne delirium, kiedy dzień zlewa się z nocą i nic już nie jest ani pewne, ani wiadome, ani jasne. Stan ten cechuje się ciągłym nadmiernym pobudzeniem, nieuzasadnionymi stanami lękowymi, niekontrolowanym chichotem w nieodpowiednich sytuacjach i zaburzeniami snu. Przy czym objawy te mogą mieć wiele wspólnego z nadużywaniem kawy, energetyków, magnezu i czekolady, jak również przegrzaniem mózgu, który usiłuje ogarnąć materiał z całego semestru w jeden dzień. W takich chwilach tęskni się za liceum i sprawdzianami z dwóch działów w podręczniku.

Z nieznanych i niezbadanych dotąd przyczyn, dla mnie, paradoksalnie stan sesji wydaje się być idealnym czasem na rozpoczęcie przygód z nowym serialem. Przy czym dany serial musi być zabawny i mieć krótkie odcinki. To wyznacznik najważniejszy, gdyż 20 minut wydaje się czasem, na który mogę sobie w stanie sesji pozwolić nie budząc wyrzutów sumienia i usprawiedliwiając się potrzebą odstresowania się i wypoczęcia przeciążonego mózgu. Oczywiście, zwykle na jednym epizodzie się nie kończy i tak Paczara nadziewa się na własny miecz. Jednak, mniejsza z tym. To właśnie dzięki stanowi sesji odkryłam takie perełki jak The Big Bang Theory, 2 broke girls, Girls, (przy czym serial nie spełnia kryteriów, bo zabawny to on raczej nie jest) i moje nowe odkrycie New Girl.

Bardzo oryginalna czołówka serialu i nasi współlokatorzy.
Polski tytuł - Jess i chłopaki - nie brzmi zbyt zachęcająco, ale nie dajcie się zwieść.
Ja dość długo właśnie przez to unikałam bliższego zapoznania się z produkcją i bardzo tego żałuję (lub nie, bo nadrabianie 3 sezonów było niezwykle przyjemne). W każdym razie, gdy ślęcząc nad notatkami, książkami i skryptami poczułam, że pilnie potrzebuję 20 minutowego przerywnika postanowiłam spróbować. Wrażenia po pierwszym odcinku miałam mieszane. Bardzo zirytowała mnie postać głównej bohaterki. W zasadzie to czułam bardzo silne zażenowanie, a w zasadzie chyba lepszym określeniem byłoby: secondhand embarrassment, (czyli uczucie zażenowania, które czujemy przez inną osobę i jakby w jej imieniu). Jednak moim zdaniem nie można ocenić serialu po jednym odcinku, więc postanowiłam brnąć dalej i … wpadłam. Natomiast Jess z najbardziej irytującej osoby stała się jednym z moich ulubionych bohaterów.
 
Jess lubi być dziwna a ja zaczęłam lubić jej dziwactwa.

New Girl opowiada o zwariowanym życiu czwórki dobiegających trzydziestki współlokatorów spod numeru 4D. Pewnego dnia do codziennych dziwactw Nicka, Schimdta i Coucha, swój bagaż nienormalności dokłada Jessica Day – słodka do bólu nauczycielka będąca świeżo po rozstaniu z chłopakiem. Z Couchem rozstajemy się już po pierwszym odcinku (aktor miał inne zobowiązania), a na jego miejsce w mieszkaniu zjawia się stary znajomy Nicka i Schimdta - Winston, który ostatnie lata spędził grając na Litwie w kosza. Kolejne odcinki to przezabawne przygody i kłopoty, w które najczęściej wpędzają bohaterów ich własne dziwactwa.

Dzień jak co dzień pod numerem 4D.
Jess (świetnie zagrana przez Zooey Deschanel) jest typem naiwnego, wesołego dziewczęcia, które nagle, ni stąd, ni zowąd może zacząć śpiewać. Dodajmy także, że zdarza jej się to w najmniej sprzyjających sytuacjach. I, że wymyśliła dla siebie swój własny motyw muzyczny. Słodki wizerunek podkreśla styl ubierania się. Jess najczęściej paraduje, bowiem w kolorowych sukienkach, plisowanych spódniczkach, czy bluzkach z kokardkami. Dziewczyna jest na pierwszy rzut oka mocno dziecinna i ekscentryczna, co może irytować, jednak im lepiej ją poznajemy tym większą sympatię zaczynamy odczuwać. Widzimy jak jej postać się rozwija, dorasta. Ponadto Jess ma serce na dłoni i zrobi wszystko dla dobra swoich kumpli. Współlokatorzy stają się z czasem dla niej prawdziwą rodziną.

A oto próbka słodkiego stylu panny Jessiki Day. 
Nick Miller (Jake Johnson) to typ wiecznego chłopca uciekającego przed dorosłym życiem i odpowiedzialnością. Zrezygnował ze studiów prawniczych, by zostać barmanem. Wiecznie spłukany i zrzędliwy wszelkie sprawy, o których nie chce myśleć (czytaj rachunki i niezapłacone mandaty) wrzuca do specjalnego pudła na dnie szafy. Nie cierpi swojego ojca i jego w dużej mierze obwinia o swoje niepowodzenia. Potrafi być bardzo uczuciowy i tygodniami przeżywać rozstanie ze swoją dziewczyną Caroline, jednak nie umie o uczuciach mówić. Z czasem Nick zaczyna bardziej wierzyć w siebie i akceptować swoje wybory. To on jest głównym spoiwem mieszkania 4D. On i Jess od początku przypadają sobie do gustu jednak na poważniejsze rozwinięcie tego wątku twórcy kazali widzom czekać do połowy drugiego sezonu. Przy czym, wszystko toczy się bardzo sprawnie i naturalnie bez sztucznego wymuszania akcji. Początkowo chemia między bohaterami jest niesamowita i sprawia, że z zapartym tchem czeka się na to jak dalej potoczy się ta historia. Później moim zdaniem jest nieco gorzej, zupełnie jakby relacje między aktorami nagle się ochłodziły i zostało to niestety przeniesione na ekran co trąci trochę sztucznością (to moje wyobrażenie nie fakt). 

Jedno z ważniejszych przesłań serialu.
Schmidt (Max Greenfield) to przesadnie dbający o sylwetkę (ciężko nad nią pracował) i zapatrzony w siebie marketingowiec. Z Nickiem mieszka już od dziesięciu lat (dzielili razem pokój w akademiku), co musiał swego czasu uczcić dużą imprezą. Schmidt to typ cwaniaczka i notorycznego podrywacza i z tym wiążą się jego wszystkie problemy. Dziwne jest to jak bardzo ta postać mnie czasami odrzuca, a przy tym jak, mimo wszystko, nie da się go nie lubić. Winston (Lamorne Morris) to z pozoru najnormalniejszy, najbardziej poukładany współlokator. W istocie i on potrafi nieźle zamącić swoimi małymi obsesjami i potrzebą współzawodnictwa. Może godzinami nago układać puzzle, co całkowicie mu nie wychodzi lub w akcie zemsty ukraść byłej dziewczynie kota. Na końcu mamy wreszcie Cece (Hannah Simone) – najlepszą przyjaciółkę Jess. Cece jest modelką o nieco cynicznym sposobie bycia. Zawsze staje po stronie przyjaciółki i stara się ją chronić. Cece jest bardzo inteligentna i bystra, mimo że nie skończyła liceum i poświęciła się pracy modelki. Jest chyba najbardziej dorosłą osobą w tym serialu. Nużą ją wszystkie przelotne związki ze skrajnie nieodpowiedzialnymi mężczyznami. Wie, że jej kariera powoli dobiega końca i trzeźwo myśli o przyszłości.

Z takiego zbioru osobowości musiała wyjść mieszanka wybuchowa. I taką też widz otrzymuje. Mamy tu mnóstwo zabawnych wydarzeń, gagów, świetnych dialogów i powiedzonek. Kolejno bohaterowie wikłają się w dziwne i nieprzewidywalne tarapaty. Jednak, prawie natychmiast, z pomocą przychodzą im przyjaciele. Jeśli miałabym wybrać jeden główny temat New Girl to byłaby to właśnie przyjaźń. To opowieść o grupie cudownych przyjaciół, którzy zawsze staną po twojej stronie i nigdy nie pozwolą Ci się zbłaźnić samemu tańcząc kaczuszki na weselu. Zatańczą i zbłaźnią się razem z tobą. Obok sytuacji błahych (które w tym przypadku i tak urastają do rangi horrendalnych problemów) jak wyprawianie przyjęć, czy domowe lekcje muzyki, w serialu poruszane są też poważniejsze kwestie jak poszukiwanie pracy, czy śmierć członka rodziny. W każdej sytuacji można znaleźć jednak szczyptę humoru (tak, na pogrzebie też – nie wierzycie przekonajcie się sami).

 
Jak się wygłupiać to tylko w doborowym gronie.

Serial nie jest doskonały. Nie, nie mówię tu o przypadłościach bohaterów, bo te są najmocniejszą stroną produkcji. Dla mnie wszystkie ich potencjalne wady szybko stały się największymi zaletami i w dużej mierze budują cały serial. Mówię tu o swego rodzaju braku konsekwencji i realizmu, co mnie wprawia w lekką konsternację. Jacy normalni współlokatorzy jeżdżą sobie, od tak do Meksyku lub wbijają się na prywatne przyjęcie do Prince’a (który w dodatku staje się duchowym przewodnikiem i mentorem)? Po obejrzeniu wielu podobny produkcji niektóre sceny wydają się banalną kalką, jak w odcinku z seryjnym zabójcą lub scenie pocałunku hmm hmm spoilers sweeties. Co nie zmienia jednak faktu, iż wszystko mamy podane z bardzo widocznym przymrużeniem oka więc prawdopodobnie tak trzeba serial ten traktować. Dla mnie w każdym razie był bardzo miłą odskocznią od szarej codzienności. Co więcej pokazał, że w dziwactwach nasza siła i nie każdy musi być doskonały. 

Yeah! Let's get weird!

Etykiety: , , ,