'Skins: Fire', czyli niszczycielska siła Effy powraca.

Siódmy dodatkowy sezon Skins rozpoczyna dwuczęściowa historia Effy Stonem (Kaya Scodelario). Podtytuł Fire każe nam oczekiwać specjalnych atrakcji. Znając jednak dotychczasowe ‘dokonania’ Effy nie ujrzymy w Fire niczego wybitnie szokującego i wprawiającego w osłupienie. Jej nastoletnie losy w żaden sposób nie przekładają się na jej życie, które obserwujemy w Londynie (zawsze jednak miło obejrzeć londyńskie widoczki).



Jedyne, co uderza to wręcz niesamowita przemiana głównej bohaterki. Zamiast wiecznie naćpanej i rozchwianej emocjonalnie byłej pacjentki szpitala psychiatrycznego widzimy świeżo upieczonego geniusza giełdowego. Zamiast imprezowania z Naomi w ich mieszkaniu, Effy
zaszywa się w swoim pokoju gdzie przegląda raporty i wyłapuje błędy. Robi karierę przez duże 'K' w wielkiej Korporacji. Jej szczęśliwy traf w ryzykownym obrocie akcjami nie wynika jednak z cudownej intuicji. Młoda kobieta wkracza na kruchy lód zamykając się w iluzorycznej szczęśliwej bańce bycia super handlowcem. 



Nocą widzimy jednak potajemnie imprezującą w londyńskich klubach dawną Effy. Dostrzegamy ją też w opanowanej do perfekcji umiejętności manipulacji ludźmi. Effy bez żadnych skrupułów wykorzystuje zakochanego w niej Dominica (Craig Roberts). Ponadto wdaje się w romans z szefem. Nie potrafi też rozmawiać z własną przyjaciółką. Nie potrafi być dla niej oparciem w ciężkich chwilach. Tu widzimy dawną Effy, która potrafi tylko brać, niczego nie dając w zamian. Która burzy zamiast budować.



Podczas, gdy Effy za wszelką cenę stara się stać kobietą sukcesu, Naomi jest bezrobotną, wiecznie zjaraną i imprezującą współlokatorką. To ona przegrywa wszystko, począwszy od marzeń o byciu artystą stand-upowym, a na zdrowiu skończywszy.

Pierwsza część Fire to kontrast między lotem Elfy, a bolesnym upadkiem Naomi. Jak można było przewidzieć, druga przynosi jednak nieuchronne kłopoty. Woskowe skrzydła Effy zaczynają się topić, a słońce mocno grzeje na niebie. Oczywiście fani Skins zdążyli się przyzwyczaić do zakończeń bez happy endu. Myślę, więc że i w tym przypadku nie byli zaskoczeni.



Zdecydowanym plusem odcinka jest genialna Lara Pulver (dobrze znana fanom Sherlocka i Demonów da Vinci) w roli Victorii - wrednej szefowej. Tu nie było jej dane pokazać pełni swoich umiejętności gdyż jej rola jest bardziej epizodyczna, ale według mnie zawsze warto oglądać dla Lary. Dodatkowym przyjemnym bonusem jest zmiana garderoby Effy. Bohaterka zaskakująco upodabnia się do Victorii. W eleganckich, idealnie skrojonych kostiumach i sukienkach boska figura Kayi prezentuje się znakomicie.

Lara Doskonała

Nowe odcinki są zdecydowanie bardziej dorosłe i ….. ugrzecznione. Nie ma już w nich tej ekscytacji i nutki fascynacji, która towarzyszyła nastoletnim bohaterom. Nie możemy już rozpaczać nad ich młodzieńczą lekkomyślnością. Nie ma mega imprez, zastępowania przecinków przekleństwami, dragów, rzeki alkoholu ani obsesyjnego seksu. Koło samodestrukcji, w którymś momencie się zatrzymało. A może tylko zwolniło obroty. Denerwujący jest brak jakichkolwiek nawiązań do przeszłości bohaterów. Jedyne, co cieszy to, jak widać, trwały związek Naomi i Emily. W ostatniej części widać jak ważne są dla siebie nawzajem i jak wiele znaczy dla nich dobro tej drugiej osoby.


P.S. Przez jakieś 10 minut pierwszej części usilnie wytężałam swój mózg zastanawiając się skąd znam aktora grającego Dominica. I nadeszło olśnienie a oto jego efekt – świetny teledysk do piosenki The Killers - Here with me, wyreżyserowany przez Tima Burtona.


Etykiety: , ,