Szłam do kina, trafiłam na Botoks.

Botoks, nowy film Patryka Vegi mający obnażać patologię służby zdrowia, to będzie kinowy hit tego weekendu. Jestem przekonana, że mimo złych recenzji i lejących się z każdego krańca internetu ostrzeżeń, sporo osób będzie chciało się przekonać na własnej skórze, czy rzeczywiście jest aż tak źle. JEST. Chciałam pójść do kina, a trafiłam na Botoks

Obsada nie wypada źle. Wierzę, że po prostu trudno jest grać tak płytko napisane role.
Poniżej recenzja z odrobiną spoilerów, bo inaczej nie byłabym w stanie wyrazić ogromu szkodliwości tego filmu.

Film ma opowiadać o czterech kobietach związanych ze służbą zdrowia i o patologiach z jakimi się tam stykają i w jakich biorą udział. Nie grzesząca urodą i zakompleksiona Daniela (zeszpecona do roli Olga Bołądź) jeździ wraz ze swoim bratem (Tomasz Oświeciński) w karetce. Na podwójnym gazie. Podczas jednej z libacji zachodzi w ciążę z kierowcą karetki i rodzi (bardzo obrazowo) bliźniaki. Jej życie i ciało, poddane operacjom plastycznym, zmienia się, gdy zaczyna pracować dla koncernu farmaceutycznego. Beata (Agnieszka Dygant) pracuje na SOR-ze. Pewnego dnia, ona i jej chłopak mają wypadek na motocyklu. Mężczyzna zapada w śpiączkę. Jej obcinają nogę, po czym orientują się, że to nie ta, więc postanawiają postarać się i uratować obie. Chcąc złagodzić dokuczający po wypadku ból, Beata uzależnia się od środków opioidalnych. Magda (Katarzyna Warnke) jest ginekologiem-położnikiem w tym samym szpitalu. Gdy sama zachodzi w ciążę przeżywa „nawrócenie” i postanawia odmówić wykonywania zabiegów aborcji. Jej praca i konflikt z kierownictwem, wywołuje u niej silny stres i obezwładniające ataki paniki. Patrycja (Marieta Żukowska) zostaje wyrzucona z pracy, po tym jak kazała pacjentowi mastrubować się przy niej i jego żonie. Postanawia otworzyć własny gabinet chirurgii plastycznej, gdzie zajmuje się m.in. plastyką kobiecych narządów płciowych i odkrywa sposób na wzmocnienie kobiecego orgazmu, co okazuje się przepustką do międzynarodowej kariery.

Opis nie brzmi tak źle. To w sposobie prezentacji tych tematów leży zło. Dawno nie oglądałam filmu, który obrażałby tak wiele różnych zjawisk i grup społecznych w tak chamski i bezmyślny sposób. Kobiety są tu albo zimnymi sukami albo niezrównoważonymi emocjonalnie wariatkami. Mężczyźni są kretynami bez kręgosłupa moralnego. Lekarze to przestępcy, kierowcy karetek to pijacy, koncerny farmaceutyczne to mafiozi z większym budżetem. Wyśmiewane i obrażane są osoby transeseksualne, osoby prowadzące zdrowy tryb życia, osoby innej rasy niż biała, osoby niehetroseksualne, osoby z depresją, uchodźcy, pary decydujące się na aborcję, czy „przewrażliwione” matki (czyli takie, które chcą rodzić w humanitarnych warunkach, no w dupach się poprzewracało). Ten film próbuje podejmować ważne tematy społeczne, heheszkując z nich, miesząc je z błotem i podając widzowi łopatologicznie przerysowane stereotypy jako świętą prawdę. Podobno Vegę przy tej produkcji wspierał Duch Święty. Ja bardzo żałuję, że musimy tak wyraźnie tą ingerencję oglądać.

Na początku Botoksu pojawia się zdanie, że jest on inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. No tak, skoro „inspirowany” a nie „oparty na” to możemy tu wrzucić wszystkie anegdotki jakie opowiadają sobie babcie w poczekalniach, dorzucić tonę perwersji i najdzikszych fantazji i nikt nie ma się prawa doczepić. Wśród studentów polskich uczelni krąży taka legenda jakoby kiedyś po zakrapianej imprezie, kogoś wyrzucono przez okno akademika na ostatnim pietrze w tekturowym pudełku z napisem „Misja na Marsa”, albo że ktoś na czwarte/dziesiąte/któreśtam piętro wprowadził konia. To, czy opowiadający anegdotkę słyszał o tym/widział to/brał w tym udział/leciał na Marsa zależy od jego aktualnego stopnia upojenia alkoholowego i chęci zaimponowania kolegom. W Botoksie pozbierano tego typu anegdotki o służbie zdrowia, wepchnięto wszystko do jednego worka, okraszono zatęchłym dowcipem, „kurwami” i „chujami” i przedstawiono jako obraz zdemoralizowanego środowiska medycznego (przy tym, nie bronię tu służby zdrowia, sama się nieraz boleśnie zawiodłam). 
Film jest pełen żartów zerżniętych z memów w Internecie. Wszystkie je możecie usłyszeć już w zwiastunie.

Dlatego uważam ten film wręcz za szkodliwy społecznie. Goni sensację, żeruje na najniższych instynktach a z ekranu aż wylewają się wszelkie obrzydliwości. Jeśli choć jedna osoba po obejrzeniu tego filmu zrezygunje z wizyty u lekarza, badania lub zabiegu to, parafrazując hasło promocyjne produkcji - nie leczenie, a "Botoks grozi śmiercią". Już nie mówiąc o wnioskach, jakie płyną z tego filmu na temat innych zjawisk. Rola Fabijańskiego… kosmos. Ani przez chwile nie da się uwierzyć, że mógłby on być postacią, którą gra. Rola Stramowskiego… nawet nie skomentuję. Dość, że odpowiedzialny jest za dialog o uchodźcach. To jest mój ulubiony dialog w tym filmie, a jednocześnie jeden z najbardziej kretyńskich jakie kiedykolwiek słyszałam w kinie (a słyszałam niejedno). I nie, nie z powodu swojej tematyki, tylko swojej konstrukcji i stopnia zidiocenia rozmówcy.

Reżyser planował pokazać w tym filmie wszystko jak najbardziej naturalistycznie. Szczególnie upodobał sobie chyba poród, bowiem mamy tu aż trzy sceny bardzo obrazowo go przedstawiające. Przyznam, że i mi zrobiło się na tym filmie słabo. Jednak nie z powodu drastycznych scen ale Katarzyny Warnke. I to jest komplement! Sposób w jaki odgrywała ataki paniki był bardzo bardzo realistyczny i we mnie wzbudził ogromny dyskomfort. To był pierwszy film w jakim ją widziałam i przeżyłam naprawdę pozytywne (jak na okoliczności) zaskoczenie. Jej rola jest z gruntu źle napisana ale zagrana bardzo dobrze.
Warnke i Żukowska wypadają tu dość dobrze aktorsko. Czuć od nich ładunek emocjonalny, czego nie można powiedzieć o reszcie obsady, która najwyraźniej zapomniała jak się używa mięśni twarzy (albo przeszła Botoks ;) ).

Mimo, że akcja filmu gna do przodu a wątki zmieniają się jak w kalejdoskopie, sam seans strasznie mi się dłużył. Zdziwiło mnie, że ludzie się śmiali na sucharach ze zwiastuna (bo poza tym jest tam może z jeden inny żart). Wnioskuję, że po prostu normalni widzowie nie mają w zwyczaju nałogowo oglądać zwiastunów. Dobrze bawiły się na produkcji chyba tylko trzy głośno komentujące młode dziewczyny z ostatniego rzędu.

Myślę, że największym problemem tej produkcji jest to, iż główne bohaterki są kobietami. Vega zrobił film o kobietach absolutnie nie rozumiejąc kobiet. To jakieś karykaturalne twory wyrosłe w wyobraźni reżysera. Przy tym, każda musi być ładna, bo wiecie bez „zrobionego ryja” to od razu do trumienki najlepiej, po co sobie cierpienia przysparzać. Aż chce mi się łapać za głowę na myśl, że ktoś może pójść do kina i wziąć te kreacje na poważnie. Z mężczyznami zresztą nie jest lepiej, są tu po prostu żałośni. Kolejnym problemem jest, że twórcy nie mogą się zdecydować, czy to ma być film na wesoło, czy na serio. Niektóre z tych wątków mają potencjał na doskonałe dramaty. Wesoło w sumie i tak nie jest, raczej oburzająco lub sucho i memicznie.

Zaserwowano nam tym Botoksem gorzką pigułkę, której nie da się przełknąć. Podobno gorzki lek najlepiej leczy. Mnie wyleczył ze złudzeń, że jeszcze kiedykolwiek na jakiś film tego reżysera się wybiorę. Szanuję ludzi, którzy chcą coś obejrzeć i samemu wyrobić sobie zdanie. Tym razem jednak absolutnie nie warto. Stracicie ponad dwie cenne godziny ze swojego życia i 15 do 40zł za bilet. Jeśli nie macie co robić z tym czasem i pieniędzmi, idźcie w zamian na jakieś badania. A jeśli mimo wszystko chcecie się czuć jakbyście ten film oglądali, obejrzyjcie z trzy razy zwiastun – wszystkie najważniejsze sceny tam są.



Etykiety: ,