:poop: i XD, czyli Emotki.Film

Przyznam, że kiedy usłyszałam o tym, że powstanie film o emotikonach wzbudziło to moją ekscytację. Byłam ciekawa w jaki sposób twórcy stworzą fabułę dla takiego obrazu. Wymagało to, moim zdaniem, dużej dozy inwencji. W efekcie końcowym dostaliśmy jednak zupełnie zwykłą opowieść. 

Emotki.Film to historia jak każda inna. Animacja równie dobrze mogłaby być osadzona w zoo a jej bohaterami zostać marzące o wolności zwierzęta… oh,wait. Zamiast tego twórcy postanowili przenieść nas do wnętrza smartfona należącego do Alexa, pewnego nieśmiało podkochującego się w koleżance z klasy licealisty. W wirtualnym mieście żyją emotikony, których życiowym zadaniem jest odgrywanie odpowiednich emocji, których zeskanowany obraz jest następnie przesyłany z urządzenia Alexa do adresatów jego wiadomości. I to tyle. Na tym właśnie upływa im cała egzystencja...

Animacja jest bardzo ładna i pełna żywych kolorów. Same emotki też wykreowano na wzbudzające sympatię.

Głównym bohaterem filmu jest syn pary Etam (Meh), Minek (Gene) – nietypowa emotka, która potrafi wyrażać różne emocje. W związku ze swoją innością, zostaje odrzucony przez otoczenie i na polecenie Uśmiech(niętej) emotki ścigany przez oprogramowanie antywirusowe. Wraz z nowo poznaną emotką Piątką (Hi-5) wyrusza na poszukiwanie hakerki, która uczyni go prawilnym Etam. Dziewczyna proponuje jednak wspólną ucieczkę do… chmury i rozpoczęcie nowego życia na Dropboxie. Aby tego dokonać, emotki muszą przebyć drogę przez inne aplikacje (m.in. CandyCrush, Instagrama, Twittera, czy JustDance, co sprawia, że film można potraktować też jako jeden wielki spot reklamowy). Oprócz ściągających ich botów, bohaterowie muszą sprostać jeszcze innemu zagrożeniu. Alex postanawia bowiem wyczyścić swój, sprawiający coraz większe problemy (na skutek migracji emotek między aplikacjami), smartfon. 

Emotki. Film to tendencyjna historyjka o poczuciu inności, odstawania od grupy oraz dążeniu do akceptacji samego siebie. Produkcję ogląda się z umiarkowaną przyjemnością i zupełnie niezobowiązująco. To film z serii tych, na których nie musicie zbytnio się skupiać, aczkolwiek jeśli chcecie wyłapać wszystkie jego smaczki byłoby to zalecane. Na plus można zaliczyć osobowości jakimi obdarzono poszczególne emotikony. Państwo Etam są totalnie apatyczni, Kupy nie myją po sobie rąk w toalecie, a uśmiech Uśmiechniętej (Smiley) emotki, jak i jej charakter, są zaiste diaboliczne. Podczas seansu wpadamy też na internetowych trolli, czy spersonifikowany SPAM. 

Trudno jest jednak uwierzyć w prawdziwość tych bohaterów, trudno bać się o ich „życie”. Pewien problem sprawia też konstrukcja wirtualnego świata, a konkretnie podział na tych dobrych i tych złych. We wzbudzający sympatię sposób przedstawieni są tu bowiem bohaterowie z półświatka, którzy w prawdziwym świecie (hue, hue) szkodzą nam i naszym sprzętom. Jako ci źli, występują boty programu antywirusowego. 

Niestety, mimo pewnych zabawnych niuansów, produkcja wcale nie skrzy się humorem. Nie pamiętam sceny, przy której wybuchnęłabym autentycznym śmiechem. Problemem filmu jest jego letniość, gdyż tak naprawdę ani on ziębi, ani grzeje i zapewne nie utrwali się na długo w pamięci widzów. Dodatkowo, tempo akcji jest dość powolne, co sprawia, iż film zwyczajnie się dłuży. Brakuje tu dobrze napisanych wątków pobocznych, a przygody trójki głównych bohaterów nie są zbyt porywające i nie wnoszą nic istotnego do fabuły. 

Patrick Stewart prawdę Ci powie ;) I jednocześnie film zrecenzuje.

Sama animacja jest bardzo ładna a poszczególnym scenom towarzyszą wielkie hity ostatnich miesięcy. W amerykańskiej wersji językowej głosu postaciom udzielają m.in. T.J.Miller, James Corden, Anna Faris, czy Patric Stewart. To jednak w polskiej zrobiono, moim zdaniem, coś genialnego pod względem marketingowym. Głosu dalszoplanowym postaciom użyczyli bowiem popularni młodzi internetowi twórcy, blogerzy i youtuberzy. Geniusz tego pomysłu objawia się po pierwsze w nawiązaniu do tematyki samego filmu (emotki, Internety itp.), po drugie w naprawdę dużej sile rażenia influencer marketingu, po trzecie w perfekcyjnym kanale dotarcia do grupy docelowej (którą są jednak przede wszystkim dzieci i młodzi ludzie). 

Choćby ten film okazał się kompletną kichą (a tak do końca nie jest, jest po prostu nijaki) to mam przeczucie, że i tak waliłyby na niego drzwiami i oknami, młodsze nastolatki, chcące usłyszeć swoich internetowych ulubieńców (nawet, jeśli wypowiadają tylko słowo lub zdanie). Każdy z nich, z pewnością nie omieszka też zapewnić filmowi, w którym użycza głosu, promocji w swoich kanałach społecznościowych. Resztę łatwo można wywnioskować. Innymi słowy: można drwić, hajs i tak będzie się zgadzał ;)






Etykiety: ,